środa, 3 września 2014

Tomorrow comes


We are our choices
Jean-Paul Sartre


- Dobra, nie będę się powtarzał. Tym pilotem uruchamiacie zabezpieczenia. - Thomas zademonstrował rodzinie zgromadzonej na kanapie w salonie działanie systemu. - Pistolety są w szafce przy kominku, ale mam nadzieję, że nie będziecie musieli ich używać. To chyba tyle. Będę miał ze sobą mój służbowy telefon. Gdyby działo się coś złego, dzwońcie, ale nie gwarantuję, że będę w stanie się tu zjawić.
- Nie będziesz obchodził z nami Czystki? - zapytał Robbie, nie kryjąc zaskoczenia. Chociaż minęły już prawie 3 lata, Blackwood pamiętał ich pierwsze wspólne spotkanie, jakby to było wczoraj. Rob stał na ganku Thomasa i lekko niepewnym głosem oznajmiał, że nazywa się Robert Harris i jest jego młodszym bratem. Po tylu latach. Blackwood nie mógł w to uwierzyć. Myślał o nim czasami, ale był dla niego obcą osobą, łączyła ich wspólna matka, dzieliło wszystko. Kiedy ich matka poważnie zachorowała poprosiła Robbiego, żeby odnalazł swojego brata. Stary, nawet nie wiedziałem, że mam rodzeństwo. Z nią jest naprawdę kiepsko. Chciałaby cię zobaczyć przed śmiercią, chciałaby, żebyś jej wybaczył. Thomas nie chciał jej widzieć, nie potrzebował jej próśb. Wiedział, że zostawiła go, bo nienawidziła jego ojca, i nawet jeśli próbowała, nie mogła go pokochać. Wybaczył jej to dawno temu, bo już od wielu lat była dla niego martwa. Robbie nie nalegał. Zrozumiał.

Młodszy brat Blackwooda był aktorem. Grywał w sitcomach, choć sam nienawidził telewizji. Uważał, że popularne amerykańskie produkcje nie są warte złamanego centa. Wszystko jest kopią kopii kopii. Wciskają ci kolejne gówno, a ty to łykasz z zachwytem i jeszcze prosisz o więcej. Chciałbym zagrać w czymś naprawdę wielkim, rozumiesz? Prawdziwe kino to nie śmiech z puszki po każdym dowcipie. Prawdziwe kino stawia pytania i nie daje ci prostych odpowiedzi. Na swoje nieszczęście miał w sobie coś, co skutecznie zniechęcało producentów do powierzania mu poważnych ról. Bez wątpienia jednak miał talent do rozśmieszania ludzi. Synowie Thomasa uwielbiali swojego zabawnego wujka z Europy, który kazał mówić do siebie Robbie, rozwalał ich w grach na konsolę i wcielał się w najfajniejszego bohatera w popularnym serialu. Żona Thomasa też bardzo szybko polubiła jego brata, który bywał częstym gościem na niedzielnych obiadach.

Blackwood ze smutkiem patrzył na swoich synów, myśląc o tym, że nie są tak zżyci jak on i Robbie. Być może gdyby łączyło ich wspólne dzieciństwo byłoby inaczej, może nie byliby ze sobą tak blisko jak teraz. Coś mogłoby ich poróżnić i rozdzielić na zawsze. Mieli to szczęście, że wciąż się poznawali. Podczas gdy jego synowie nie wyrażali takich chęci. Nie nienawidzili się, po prostu różnili się tak bardzo, że nie czuli potrzeby wchodzenia w jakiekolwiek interakcje ze sobą. Przez większość czasu przeważnie unikali się nawzajem. Tylko Robbie umiał zmusić ich do spędzania wspólnie czasu. Starszy syn Blackwooda Levi, mimo że skończył już 18 lat, wciąż zdawał się być w środku okresu dojrzewania – wiecznie zbuntowany, zły i zirytowany. Zawsze miał swoje zdanie, przeważnie szokujące  i nigdy nie wahał się go wyrazić. Za to młodszy – 16-letni Peter był zamknięty w sobie, spokojny i bardzo inteligentny. Uczył się bardzo dobrze, dużo czasu spędzał w swoim pokoju przy komputerze i w kołach naukowych. Angażował się w akcje społeczne. Thomas był z nim w bliższych stosunkach niż z Levim, ale okres, w którym rozmawiali o wszystkim i o niczym, i nie mieli między sobą sekretów już dawno był za nimi.

- Będziesz pracował podczas Czystki? - zapytała Claire, wytrzeszczając oczy. - Wyznaczyli cię do ochrony jakiegoś polityka? Przecież nie jesteś już w czynnej służbie…
- Nie, skarbie. - Blackwood roześmiał się z przymusem. - To tylko rutynowe zadanie, musimy skończyć projekt, to wszystko.
- Oh - westchnęła. Choć bardzo się starała, nie udało jej się ukryć rozczarowania. - Z tobą obok czuję się bezpieczniej… - Uśmiechnęła się lekko.
- Nic straconego. Za rok też jest Czystka - powiedział nonszalancko Robbie, mrugając porozumiewawczo do Leviego. - To moje ulubione święto zaraz po Dniu Dziękczynienia! W sumie bardzo podobnie się je obchodzi. Wtedy zabijasz indyka, a teraz swojego sąsiada. Ale muszę przyznać, nie ma nic lepszego od dobrze wypieczonego indora zjedzonego na cześć gościnności Indian, których potem wyrżnięto prawie w pień. Ciekawe co za idiota ustanowił to święto.
Levi roześmiał się. Peter spojrzał na Robbiego marszcząc brwi.
- Abraham Lincoln - odparł dobitnie. - Sam jesteś pieprzonym idiotą.
- Pete! - zawołali jednocześnie Tom i Claire. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się do kogokolwiek odezwać w ten sposób. Nawet do brata. Blackwood nigdy nie słyszał nawet, żeby jego młodszy syn przeklinał. Osłupiały Levi przez chwilę wpatrywał się w Petera z szeroko otwartymi oczami, w końcu wybuchł śmiechem.
- Przecież Robbie powiedział to, co myślisz. Masz gdzieś Amerykę i nasze święta. Zostałeś nawet zawieszony za naklejanie wszędzie tych śmiesznych plakatów przeciwko Czystce, młocie.
Peter rzucił bratu wściekłe spojrzenie. Claire wypuściła głośno powietrze z ust.
- Kiedy zamierzałeś nam powiedzieć, że cię zawiesili? - zapytała syna.
- Jakoś nie było ku temu okazji - warknął Pete i podniósł się z kanapy. Ruszył w kierunku schodów.
- Dokąd to? - Claire także wstała i złapała go za ramię. - Masz przeprosić wujka. W tej chwili.
Peter odwrócił się. Zmierzył ją od stóp do głów pogardliwym spojrzeniem, kręcąc powoli głową.
- Jego? - prychnął. - Chyba żartujesz. - I wbiegł po schodach.
Przez chwilę siedzieli w kompletnej ciszy, patrząc po sobie z niedowierzaniem. Pierwszy odezwał się Levi.
- Robbie, nie przejmuj się. Pete nie rozumie, że Noc Odrodzenia to najlepsze osiągnięcie Ameryki od czasu odkrycia grillowanego sera.
- Spoko. Będę się zbierał. Do zobaczenia jutro, Tom. - Klepnął go w plecy.
- Raczej się nie spotkamy. Praca - przypomniał Blackwood.
- Aaa, tak. Cześć! – Zniknął w drzwiach.

***

Thomas nie mógł spać. Leżał na plecach i wpatrywał się w sufit. Nie chciał rozmyślać o jutrze, ale jego umysł nie dawał mu chwili wytchnienia. Zawsze traktował Noc Oczyszczenia jak nieprzyjemną konieczność. Bo czyż nie była skuteczna? Przez 12 godzin każdy mógł bezkarnie rozładować zgromadzoną przez cały rok złość i frustrację. Za to w każdy inny dzień w roku można było spokojnie wrócić do domu ciemną uliczką czy wysyłać dziecko do szkoły bez obawy, że zostanie postrzelone przez jakiegoś szalonego nastolatka. Było bezpieczniej. I to się czuło. Każdego dnia. Ale ktoś musiał za to zapłacić. Blackwood wyrzucał sobie teraz, że wcześniej umył ręce. Myślał ze zgrozą o tym, że co roku jego żona wynosiła niebieskie kwiaty na ganek, a on zamykał drzwi swojego domu i uruchamiał nowoczesny system zabezpieczeń. A co z tymi, których nie było na to stać? Co z porządnymi ludźmi, którzy zamykali się w mieszkaniach, modląc się o spokojną noc. Co z nimi? Przecież oni wszyscy byli niewinni.

Nie miał jeszcze żadnego planu. Nie miał pojęcia co będzie musiał zrobić, czy uda mu się kogokolwiek ocalić, czy w ogóle wróci do domu. Wiedział jedynie, że nie będzie w stanie wziąć w tym udziału, że nie będzie bezczynnie patrzeć jak jego koledzy w nieoznakowanych mundurach zabijają obywateli w imię idei odrodzonego narodu. Wiedział też, że Claire by się z nim nie zgodziła, może nawet próbowałaby go powstrzymać. Popierała Czystkę jak większość społeczeństwa. Co roku rozbawiona oglądała raporty z Nocy Oczyszczenia, popijając kawę i smarując dżemem tosta. Ludzka śmierć w telewizji nie była niczym wstrząsającym. Tysiące migawek z poprzedniej nocy, żartobliwe komentarze prowadzących poranny program i telefony od widzów, którzy tryumfalnie opowiadali o swoich plonach. W tym wszystkim nie było miejsca na współczucie. Co innego zobaczyć śmierć na własne oczy, być jej milczącym świadkiem albo pociągnąć za spust. To nigdy cię nie opuszcza. To brzemię, które nosisz ze sobą już zawsze, do końca. I o tym nie można zapomnieć, nie da się tego wyprzeć z pamięci. Trzeba z tym żyć. Tom zamknął oczy. Był w tym sam. Zawsze był w tym sam…


2 komentarze:

  1. TPN: Nie jesteś sam. Uwielbiam tego pana <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Adam zapraszam Petera do siebie, Thomasa zresztą też, mnie pozostaje tylko pogratulować umiejętności. Świetnie napisane!

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony