wtorek, 2 września 2014

One night's not enough

Nie byłem pewien jak to się stało. Jeszcze wczoraj byłem zwykłym lekarzem, który dopiero co skończył studia, a w wolnym czasie pomagał dzieciakom w odrabianiu zadań domowych. Dziś byłem zaangażowany w nie całkiem legalne ratowanie życia sześćdziesięciu osobom.
No cóż, to nie do końca prawda. Zmiany nie dokonały się wczorajszej nocy i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, co je spowodowało. Chociaż może powinienem powiedzieć: kto je spowodował.
Poznałem Adama trzy lata temu, w jakichś dziwnych okolicznościach. Dobrze mi się z nim rozmawiało, chociaż nie zawsze się ze sobą zgadzaliśmy. Chcąc być szczery, muszę przyznać, że mieliśmy podobne zdanie tylko omawiając obraz ogólny poszczególnych kwestii. Przechodząc do szczegółów, zaczynaliśmy się sprzeczać, jakby za sprawą jakiegoś automatycznego przełącznika. Nie przeszkadzało nam to jednak w zaprzyjaźnieniu się i ciągłym ponawianiu dyskusji. Czasem udawało mi się nawet go przekonać, choć nie było to łatwe. Adam miał duszę rewolucjonisty, tak jakby był reinkarnacją kogoś, kto w dawnych czasach oddał życie na barykadzie. (O ile reinkarnacja była w ogóle możliwa. Nic na to nie wskazuje, ale no cóż, kto wie...) Mówił, że trzeba walczyć z systemem. Ja liczyłem na zmiany zachodzące bez rozlewu krwi. Nie wiem, który z nas był w swoich marzeniach bardziej naiwny.
Najważniejsze było to, że oboje chcieliśmy pomagać ludziom. To była płaszczyzna porozumienia.
I pomagaliśmy. Nie tylko zapewnialiśmy schronienie na czas nocy oczyszczenia. Udzielaliśmy także porad prawnych i medycznych, ja pomagałem w nauce dzieciakom, które miały problemy w szkole. Zdarzało się nawet, że pośredniczyliśmy w załatwianiu pracy. Nie mogliśmy narzekać na nudę.

Widok tych sześćdziesięciu osób, którym w tym roku pomagaliśmy był bardzo radosny, ale jednocześnie ich obecność była dla w mnie w pewien sposób męcząca. Miałem sobie za złe introwertyzm, ale nie mogąc nic na niego poradzić, ukryłem się w gabinecie Adama, chcąc znaleźć tam trochę spokoju. Nie pozostałem zbyt długo w samotności.
- Wszędzie cię szukałem - powiedział Ethan, wchodząc do pokoju. - Nie przeszkadzam? - spytał. Przyzwyczaił się już do mojej potrzeby przebywania samemu i starał się nie naruszać moich granic. Był wobec mnie bardzo rozumiejący i wspierający. Mnie jednak zdarzało się być przytłoczonym poczuciem, że jestem dla niego najważniejszy. Wolałbym, aby sam był dla siebie najważniejszy, a mnie uplasował na nieco niższej pozycji...
Zaprosiłem go geste m do siebie. Usiadł na podłodze obok mnie, opierając się plecami o ścianę. Złapałem go za rękę, a on położył głowę na moim ramieniu. Poczucie bezpieczeństwa zaczęło do mnie wracać.
Po chwili do pokoju wszedł Adam, razem z tą nową znajomą Isaaca, Madison. Adam posłał nam spojrzenie pod tytułem znikajcie stąd.
- Widziałem jak na nią patrzyłeś - zacząłem się droczyć z Ethanem, gdy już byliśmy na korytarzu.
- Tylko odwzajemniłem oburzone spojrzenie. Ona zaczęła.
- Nie mówię o tym - odparłem. - Przyglądasz się jej od kiedy przyszła tu po raz pierwszy. Zaczyna mnie to niepokoić - powiedziałem z udawaną powagą. Gdy udało mi się wywołać u Ethana lekkie zmieszanie, zaśmiałem się. - Tylko żartuję, głuptasie. To niebywałe, że nadal się nabierasz.
- Nienawidzę cię - stwierdził, rozbawiony.
- Proszę mnie nie okłamywać, bo się pogniewam - starałem się znów przyjąć poważną minę, ale nie byłem w tym zbyt skuteczny.
- Naprawdę cię nienawidzę - powtórzył Ethan, po czym złożył na moich ustach delikatny pocałunek.

3 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony