niedziela, 10 stycznia 2016

Strip away my pride, cast it all aside

Różowa piana o smaku gumy balonowej rozpływała się w moich ustach, dając mi złudzenie niewinności w piciu browara w podrzędnej knajpie w centrum Queens. Często otaczałam się mgiełką infantylności i słodyczy, co łamało obraz klnącej, pijącej i jarającej suki, rozbijającej się nocami po przybytkach podobnych temu. Tu przynajmniej postarali się z wystrojem i sztuczna skóra i poduszki tworzyły wystarczająco przytulną atmosferę, by ściągać dwudziestoparolatków z tej części Nowego Jorku.
Christian zamawiał kolejne piwo, a ja bezczelnie gapiłam się na jego tyłek. Schudł. Niepotrzebnie. Za tamte pośladki dałaby się pokroić połowa moich znajomych niezależnie od płci i wieku.
- Gapisz się. - Zauważył, jakbym w ogóle miała intencje się z tym kryć.
- To z nudy, nie schlebiaj sobie. - Przewróciłam oczami i zrobiłam miejsce bliżej siebie. Nie skorzystał. Wyciągnął za to telefon i odpalił grindr.
Nie miałam siły ponownie przewracać oczami.
Westchnęłam ciężko i rozejrzałam się po barze w poszukiwaniu jakiegoś zdesperowanego dwudziestolatka dla którego ubrana dziewczyna to wystarczająca egzotyka, by się do niej przystawiać. Odkryłam, że w tej okolicy to niezła strategia - wyróżnianie się prostą, szarą sukienką z kołnierzykiem spośród ton skóry, lateksu i koronki. Nie, żebym osobiście miała coś przeciw noszeniu bielizny do klubów. Sama kochałam oglądać takie obrazki, byłam niestety zbyt samoświadoma własnych kilogramów żeby stanąć po drugiej stronie.
- Mam potencjalny seks trzydzieści metrów stąd... - Mruknął chłopak, scrollując pośród zdjęć półnagich mężczyzn.
"Masz potencjalny seks trzydzieści centymetrów stąd." - Przeszło mi przez myśl. Przesunęłam dłoń po kuflu nieco sugestywnie, ale złapałam się na tym, że znów robie z siebie jego zabawkę i pozwoliłam sobie uszanować się i zerknąć na jego nową miłość.
- Niezły. Pasyw? - Udałam zainteresowanie.
- ...jakbym szukał innego. - Prychnął. - Zmniejsza się. Odległość. Dwadzieścia pięć metrów. - Czułam w jego głosie ekscytację.
- Ściągnąłeś go tu?
Poczułam ukłucie zazdrości. Co innego wiedzieć kto, gdzie i z kim, co innego być przy tym. Dopiłam mój różowy eliksir jednym haustem i rzuciłam tylko, że idę do toalety się doładować.
- Nie baw za dobrze się beze mnie!
- Chodź za mną i mnie powstrzymaj.
Nie ruszył się z miejsca.

***

Opanowałam niemal do perfekcji sztukę trzymania sobie drzwi publicznych toalet stopą i rozkruszania towaru kartą płatniczą. Wystarczyło mi siły na zniecierpliwionych i pijanych, kręcących się po drugiej stronie i bełkoczących jak to bardzo zaraz się zleją.
Wciągnęłam niewielką kreskę, schowałam resztę to stanika i chwilę patrzyłam na swoje odbicie w lusterku, nieobecna. Naoglądałam się za dużo Requiem dla snu i czasem fantazjowałam o tym, że moje źrenice zareagują błyskawicznie i zdołam to zobaczyć. Kilka głębokich oddechów przez nos, kilka mrugnięć, poprawiłam włosy, szminkę i...
Wtedy ktoś szarpnął drzwiami tak mocno, że puściły z trzaskiem. Zdążyłam tylko schować kartę do kieszeni i zetrzeć ślady zbrodni nadgarstkiem.
- Zaję... - Nie zdążyłam się odszczekać, bo byłam już na przeciwległej ścianie, trzymana jedną ręką za pierś, drugą za pośladek.
- Będziesz cicho? - Najpierw poczułam na szyi gorący oddech, następnie usta. Po kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz, zatrzymując się w kolanach i odłączając z nich zasilanie. Był w tym absolutnie bezbłędny i zwykle potrafił wyłączyć cały mój opór w kilka sekund. Tym razem nie chciałam dać się zwieść.
- Chris, co ty...?! - Próbowałam zajrzeć nad jego ramieniem, jakbym spodziewała się tu jeszcze chłopaka ze zdjęcia wchodzącego za nim.
- Zamknij się. - Powiedział niskim, zdecydowanym głosem i pocałował mnie, odbierając mi oddech.
Uściślijmy kilka rzeczy: To nie tak, że ja nie protestowałam. Próbowałam zabrać z siebie jego łapy, ale złożyło się tak, że moje ręce zatrzymały się na jego, dociskając je mocniej do mojego ciała.
To był oczywiście czysty przypadek. Chciałam zaprotestować słownie, ale miałam zajęte usta.
Sami widzicie, że byłam w sytuacji bez wyjścia. A, że uległość względem postawnych mężczyzn o niskich, zachrypłych głosach i silnych dłoniach była moją drugą naturą...
- Przestań - Zdołałam w końcu wydusić.
- Powiedz, że ci się nie podoba...
Cholera.
- Chris, przestań. Nie tutaj. - To był chyba jedyny argument jaki z siebie wykrztusiłam.
Odsunął się na tyle, by oprzeć dłonie na ścianie za mną, a ja w momencie pożałowałam swojego zgrywania się na cnotkę.
- Chcesz tego... - Był tak cholernie pewny siebie. Ze wszystkich chwil, teraz mu się zebrało.
"Tak, chcę tego tu i teraz, na co do cholery czekasz?" Krzyczała każda, rozpalona do czerwoności komórka nerwowa w moim ciele.
- Nie tutaj. - Powtórzyłam, oddychając szybko. - Chcę Jacka z colą, żeby ochłonąć i chcę wrócić do mieszkania.
Świetny plan. Spokojny, upojny wieczór, tylko nas dwoje...
Oczywiście, że mieszkanie nie było puste. Jak mogłabym kiedykolwiek liczyć na fart?

sobota, 9 stycznia 2016

***

...banany, mleko, ser, bułki, dwanaście pięćdziesiąt cztery poproszę, dziękuję, do widzenia, dzień dobry, herbata, makaron, sos, zupa w proszku, dziewięć siedemdziesiąt sześć, dziękuję, do widzenia, dzień dobry...
- Cześć, Marla. - Usłyszałam, a na taśmie pojawiły się dwa czteropaki, dwie wody z aloesem i ogromna paczka chipsów.
- Cześć Matt, gdzie zgubiłeś Conrada?
- Znów załatwia te swoje partyzanckie sprawy. Stwierdziłem, że nie chce mi się iść z nim, więc wysłał mnie na zakupy - odparł chłopak, wzruszając ramionami.
- Jakaś impreza się szykuje? - spytałam, skanując piwo. Mój rozmówca zaprzeczył.
- Tylko jakiś spokojny relaks. Może wpadniesz do nas po pracy? - zaproponował.
- No nie wiem, idziemy dziś z Liamem na miasto...
- To możesz wpaść do nas na trochę, a później wszyscy pójdziemy - stwierdził, a ja przystałam na tę propozycję. Matt wziął swoje zakupy i odszedł, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy on i Conrad lubią mnie, czy po prostu wykorzystują fakt mojej znajomości z Liamem. Niezależnie od przyczyn, miło było mieć jakichś znajomych, z którymi można się spotkać.

Po pracy wróciłam do domu, przebrałam się i poszłam od razu do chłopaków. Mimo swojego młodego wieku, mieszkali razem. Rodzice jednego nie żyli, a rodzice drugiego nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Nigdy tylko nie mogłam zapamiętać, którzy byli którymi. Babcia z Europy wysyłała im pieniądze i jakoś sobie radzili, wynajmując przytulną kawalerkę.
- Liam jeszcze pracuje - powiedziałam, wchodząc. - Spotkamy się z nim już na miejscu.
- Spoko - odparł Conrad i podał mi piwo.
- A co to za demoralizacja, alkohol w tym wieku? Kto to widział? - zaśmiałam się. Oboje byli ode mnie o pięć lat młodsi i czasem sobie z tego faktu żartowałam. W kontaktach z nimi nie zauważałam tej różnicy i tylko od czasu do czasu przypominałam sobie, że mam siedemnastoletnich kolegów. To powodowało, że czułam się staro, jednak myśl o tym, że Liamowi już niebawem stuknie trzydziestka poprawiała mi samopoczucie.
- A jak tam twój odwyk?
- A, stwierdziłam, że to bez sensu, robić odwyk, skoro nigdy nie byłam w ciągu. Nie jestem uzależniona, to po co sobie odmawiać... - odparłam, a Matt uśmiechnął się tajemniczo.
- Bardzo dobrze, bo mamy coś fajnego.

piątek, 1 stycznia 2016

Don't Threaten Me with a Good Time

"Who are this people? I just woke up in my underwear, no liquor left on the shelf; I should probably introduce myself. You should've seen what I wore..."

Od ostatniej mocno zakrapianej imprezy minęło kilka dobrych tygodni. Dlatego z trudem wracałam do siebie, kiedy wylądowałam na sylwestrze u Chrisa.
Przekręciłam się niespokojnie, kładąc rękę na czyimś boku. Kto inny splątał swoje nogi z moimi, a tuż nad głową mogłam podziwiać jędrny biust, skrywany wyłącznie przez zbyt opiętą koszulkę.
Wydałam z siebie cichy pomruk, zadowolona fizycznym ciepłem jakie mnie otaczało i zapachem rozpalonych ciał. W pokoju panował mrok, utrzymywany wyłącznie przez ciężkie zasłony blokujące promienie popołudniowego słońca przed naszymi wrażliwymi oczami.
Dziewczyna, która już praktycznie na mnie leżała również poruszyła się i próbowała wymacać coś przy łóżku. Miałam nadzieję, że znajdzie wodę.
Ludzki grzejnik do którego pleców się wtulałam też zaczął się przebudzać. Odwrócił się do mnie przodem i przytulił tak mocno, że musiałam powstrzymać go przed przyduszeniem mnie.
Powoli wracały też do mnie wydarzenia poprzedniego wieczora. Morze alkoholu, jakie w siebie wlewaliśmy, tłum ludzi w niewielkiej kawalerce, moją pierwszą przygodę z rulonikami pięćdziesięciodolarówek i zawartością, jaką w siebie wciągałam. Mimo tego nie traciłam kontaktu z rzeczywistością i nie cierpiałam syndromu dnia następnego.
Nadszedł za to kac moralny. Tym razem to Chris zaczął pierwszy, ale moja linia obrony była wyjąkana z czystej przyzwoitości. Nie byłam w stanie sprzeciwić się temu mężczyźnie, kiedy traktował moje ciało jakby było jego własnością. Podniecała mnie równie dominująca natura, ale czułam się jak gdybyśmy mieli do czynienia z czymś o wiele bardziej nieprzyzwoitym niż seks bez zobowiązań.
Cholerny mezalians, który nie dawał mi spokoju.
Kiedy tylko zobaczyłam przed sobą butelkę Dr Peppera, wyjęłam ją z rąk znajomej poznanej ledwie kilka godzin temu. Miała na imię Eve, czy Eli... Chyba liczyła wcześniej na to, że moje upojenie przyniesie inny, bardziej korzystny dla niej skutek. To wszystko zostało w niedopowiedzeniach; spojrzeniach jakie posyłała w stronę dłoni Chrisa na moim ciele.
Musiałam wydostać się z tej dusznej i napiętej atmosfery, przecisnęłam się więc do toalety.
Spędziłam przed lustrem dłuższą chwilę, myjąc twarz i zęby, a później patrząc na puste, podkrążone oczy mojego odbicia.
To była najlepsza impreza w moim życiu i niczego nie zmieniłabym w biegu wydarzeń. Dlaczego głos w mojej głowie twierdził, że zaliczyłam całą masę zachowań autoagresywnych?
Cholerne echa słów psychoterapeutów.
Kiedy wyszłam, za drzwiami czekały już dwie, czy trzy osoby. Okazało się, że większość zdążyła się pobudzić, ale konfrontacja z rzeczywistością była ostatnim na co miałam ochotę. Wróciłam do sypialni i zastałam tam już tylko półprzytomnego Chrisa. Z przyjemnością na powrót wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy.
- Obudź mnie za dwie godziny. - Wymruczał.
- Nie masz budzika? - Odparłam, chcąc sięgnąć po czyjkolwiek telefon lub tablet.
- Mam ciebie. - Uścisnął mnie, opierając policzek na mojej głowie i nie pozwalając mi się ruszyć. Słyszałam jak skupił się na zapachu moich włosów, które pewnie przesiąknęły w nocy dymem tytoniowym.
Mój oddech był o wiele głębszy i spokojniejszy od jego, ale czułam, że nasze tętna były tak samo przyspieszone. Ta bliskość była już na skraju niewinności. Jak na naszą relację, symulującą parę nieznośnych bliźniąt, była zwyczajnie niebezpieczna. A ja tylko prowokowałam dalsze ryzyko, ocierając się o niego mimochodem i czując jak napina wszystkie mięśnie, żeby nie zrobić niczego głupiego. Nie teraz, kiedy w każdej chwili może wpaść tłumek rozchichotanych dziewcząt szukających elementów garderoby.
Wszystko jak zwykle zastygło w przestrzeni między naszym przyspieszonym tętnem, a pozornym spokojem.


niedziela, 27 grudnia 2015

***

Najlepsze jest to uczucie wtapiania się w łóżko. Niektórzy potrafią osiągnąć go tak sami z siebie, zrelaksować się aż do tego stopnia. Zazdroszczę im.
Leżę i powoli coraz bardziej jednoczę się z łóżkiem. Przestaję istnieć. Niczym płyn wsiąkam w materac. Wszystko jest obojętne, ale w całkiem inny sposób niż zazwyczaj, nie tak chłodno i bezsensownie. Wszystko jest obojętne w pozytywny sposób. Wszystko jest dobrze. Nawet ten chaotyczny, przypadkowy, bez sensowny świat jest dobry.
Liczę na to, że uda mi się nie tylko zjednoczyć z materacem, ale i przesiąknąć przez niego na podłogę.

Usłyszałam odgłos przekręcania klucza. Czyli nie przesiąknę.
- Nie w pracy? - Liam oparł się o framugę.
- Wolne mam - odpowiedziałam, ściszając nieco muzykę.
- Na pewno? - Poszedł do kuchni, żeby mnie sprawdzić. Podniosłam się na łokciach.
- Nie musisz mnie sprawdzać - stwierdziłam gdy wrócił. - Jestem dorosłą i odpowiedzialną osobą.
- No, rzeczywiście - podniósł opakowanie po lekach z podłogi, sprawdził, czy jest puste, po czym je zgniótł.
- Przyniesiesz mi, proszę, wapno? - spytałam. On wyszedł do kuchni. Słyszałam jak wyciąga musującą tabletkę i zalewa ją wodą.
- Trzeba było wziąć coś przeciwalergicznego zanim połknęłaś całe opakowanie tych tabletek.
- Półtora opakowania - sprostowałam. - I wzięłam, ale wiesz, zwiększony wyrzut histaminy - westchnęłam. Liam usiadł na brzegu łóżka i podał mi szklankę.
Był moim starszym bratem. Był też moim ojcem i matką, a także najlepszym (no cóż, jedynym) przyjacielem. Przygarnął mnie kiedyś i od tego czasu się mną opiekował. Teraz ta opieka ograniczała się głównie do przypominania mi o posiłkach i przynoszenia wapna. No i - zabierania na najlepsze imprezy w mieście.
- Wychodzimy gdzieś dzisiaj? - zaproponował.
- Mam pracę jutro - odpowiedziałam. Liam uważał, że nie powinnam pracować, tylko się uczyć, ale ja nie chciałam być od niego zależna.
- No dobra - westchnął i wyszedł z pokoju, pozwalając mi na powrót do wtapiania się w łóżko.

piątek, 25 grudnia 2015

Do I look lonely?

 Kiedy usłyszałam brzdęk klucza przekręcanego w zamku, ze złości przeszło mi przez myśl, żeby w ogóle się nim nie przejąć. Już miałam zacisnąć uda mocniej wokół bioder mojego wprawnego kochanka, kiedy on z zaskakującą mnie lekkością chwycił mnie w talii i obrócił mnie, właściwie odstawiając na brzeg łóżka.
Skrzypnięcie, jakby wstrzymało dźwięki z korytarza, ale tylko na chwilę.
- Ciszej! - Szepnęłam teatralnie, chwytając za najbliższy fragment materiału i ubierając go na siebie niezdarnie. W tej samej chwili Christian zdążył ubrać na siebie bieliznę i buty; wyglądał w tym komplecie przekomicznie.
Wtedy otworzyły się drzwi pokoju.
Mój mózg postanowił się po prostu poddać, więc zakryłam się w całości kołdrą i nie patrzyłam dalej na to, co się dzieje. Naturalnie słyszałam jakieś stęknięcie i szybkie kroki, ale byłam zbyt zażenowana żeby wyjrzeć na zewnątrz, dopóki nie ustały.
Kiedy pozwoliłam sobie wstać, mój durny współlokator, którego nikt tu nie zapraszał stał tyłem do okien, na balkonie i palił papierosa, a wokół mnie leżało kilka butelek wina, sporo ubrań, słuchawki i paczka fajek.
Krew powoli odpłynęła mi z twarzy. Cóż, na niczym mi już nie zależało, wszyscy doskonale wiedzieli na czym stoją. Ubrałam jeansy i z pełnymi rękoma, boso, przeszłam korytarzem wprost do palarni.
Pierwszą wspólną reakcją był paniczny śmiech. Śmiech, który w środku nocy prawdopodobnie pobudził połowę akademika, ale w tamtej chwili absolutnie się tym nie przejmowaliśmy.
- Skąd deo cholery wziąłeś fajki? - Zapytałam, kiedy uspokoiłam się na tyle, by zadbać o własny nałóg.
- Wziąłem jedną, na drogę. - Odparł nonszalancko Chris, opierając się o ścianę. Wziął ode mnie jeansy i usiłował wciągnąć je na siebie, chwiejąc się nieco.
Zaciągnęłam się tak głęboko, że poczułam macha w piętach. A może były to tylko lodowate płytki, na których stałam na palcach...
- Spieprzaj stąd. - Rzuciłam, nadal ubawiona, obserwując jak mężczyzna zbiera się zupełnie, jakbyśmy trzy minuty temu nie byli w dość intymnej sytuacji. Zastanawiałam się, czy czuje się podobnie i pod nim też drżały nogi.
Dokończyliśmy fajki spokojnie, czasem tylko któreś z nas chichotało i zerkało płochliwie w stronę mojego pokoju.
- Muszę zjeżdżać nim ten dupek zamknie mi drzwi od środka. - Rzuciłam, po czym wyrzuciłam filtr i zawiesiłam się mężczyźnie na szyi - Dokończymy to jeszcze? - Ucałowałam go lekko i wróciłam truchtem do pokoju, słysząc pomruk aprobaty.
W pokoju, mój współlokator leżał już w łóżku, choć dobrze wiedziałam, że nie śpi.
- Ani słowa. - Rzuciłam, pakując się do siebie. Nie usłyszałam odpowiedzi.
"Dobranoc :*"
Sms od Chrisa sprawił, że jeszcze przez chwilę gapiłam się na ekran. Co niby miałam mu odpisać? Nie, żeby mi się nie podobało, ale byliśmy w końcu tylko przyjaciółmi. Z resztą on twierdził, że jest gejem (Jak każdy biseksualny facet, który chce coś wyrwać od czasów Freddiego Mercury'ego. On jedyny twierdził na odwrót.)
"Dobranoc, miśku"
Odpisałam, nie po raz pierwszy i zamknęłam oczy. Czekałam na upragniony sen ale nie miałam ochoty na jego konsekwencje - poranną rozmowę z gościem śpiącym po drugiej stronie pokoju. Byłam na niego wściekła.
Jasne, rozumiałam że też tu mieszka i ma prawo wracać kiedy chce, ale jeśli ktoś mówi mi, że wychodzi na całą noc, mam do jasnej cholery prawo oczekiwać, że wystarczy jeśli wyrzucę swoje dziwki przed piątą rano. Tymczasem jeszcze nie doszła czwarta. (I nie była to jedyna rzecz, która nie zdążyła dziś dojść przed powrotem Cato.)



Poranek powitał mnie kacem moralnym oraz konwencjonalnym, więc pierwsze o czym myślałam było odnalezienie czegokolwiek do picia.
Podziękowałam resztce zawartości butelki po winie, oraz coli, której gaz i słodycz nie była wystarczająco delikatna dla mojego żołądka i koniec końców utknęłam pod kranem. Kiedy zmoczyłam twarz i włosy poczułam się bardziej przytomna i gotowa do mierzenia się ze światem.
Wtedy też dotarł do mnie aburd pewnych aspektów wczorajszej nocy?
Czy ja przespałam się z Chrisem? Czy Cato wchodząc na nas postanowił zignorować to co się dzieje i zapalić na balkonie? Co do cholery wszyscy sobie myśleli?
Pocieszyłam się faktem, że to ja jako jedyna byłam po bolesnym rozstaniu i mogłam zachowywać się irracjonalnie.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015


Świat stopniowo tracił kolory i stawał się czarno-biały. Gdyby nie Marceline, najprawdopodobniej wcale nie wstawałbym z łóżka. Zdarzały się dni, kiedy nie wychodziłem. Na szczęście wówczas Charlie ratował sytuację, wypisując mi fikcyjne zwolnienia.
- Powinieneś iść na terapię - stwierdzał od czasu do czasu podczas wypisywania kolejnego zwolnienia, chcąc uspokoić swoje sumienie.
- Myślisz, że nigdy nie byłem? Byłem, pomogło, ale mnie nie wyleczyło. Mam złe geny - uśmiechnąłem się smutno.
- To chociaż zobacz się z psychiatrą, zacznij brać leki.
- Proszę cię - wzruszyłem ramionami. - Chcesz żebym stracił pracę i dziecko? Od razu wysłaliby mnie na oddział.
Charlie spuścił wzrok.
- Powinieneś być pod opieką specjalisty - stwierdził, wypisując receptę.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.

Leki pozwalały mi w miarę normalnie funkcjonować. W miarę. Nie sprawiły jednak, że wszystko wróciło do normy. Postanowiłem zrobić to, co potrafiłem najlepiej - uciec. Do ucieczki trzeba się było jednak właściwie przygotować.
Zacząłem od wizyty u rodziców.
- Potrzebuję pieniędzy - poinformowałem, po zwyczajowej wymianie uprzejmości.
- Ile? - spytała matka, a gdy wymieniłem kwotę, posłała mi zdziwione spojrzenie. - Czy ty wpakowałeś się w coś podejrzanego, tak jak twój brat?
- Nie - uciąłem.
- To po co ci tyle pieniędzy?
- Po co mam ci mówić, skoro i tak mnie skrytykujesz? Jeśli nie pożyczycie mi tych pieniędzy, będę musiał zdobyć je w inny sposób, a tego byście raczej nie chcieli - powiedziałem twardo.
- Dam ci te pieniądze, ale powiedz, po co ci one.
- Najpierw przelew.
Matka poszła po laptopa i zrobiła przelew.
- Proszę bardzo - powiedziała, nie bez złości.
- Wyjeżdżam do Europy. Otworzę warzywniak.
- Warzywniak. Czy ty do reszty postradałeś zmysły?!
- Może.

Październik 2024
- A, i jeszcze kilogram jabłek poproszę.
- Których? Wczoraj dostaliśmy cortlandy z lokalnego sadu, są naprawdę dobre - uśmiechnąłem się do klientki.
- W takim razie chętnie spróbuję, kilogram poproszę - powiedziała, odwzajemniając uśmiech.
Kobieta zapłaciła i wyszła, a po chwili próg przekroczyła Marceline.
- Cześć, Słoneczko. Jak było w szkole? - spytałem, a ona zaczęła opowiadać o tym, co się działo z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem.
W końcu wszystko było w porządku. Nie wiedziałem na jak długo, ale dopóki było dobrze, nie chciałem myśleć o przyszłości.

niedziela, 15 marca 2015


Październik 2024

Nadal nie byłem przekonany, czy studiowanie politologii to dobry pomysł. Rozważałem jeszcze stosunki międzynarodowe, socjologię, a nawet literaturoznawstwo - i na wszystkie te kierunki się dostałem, co dodatkowo utrudniło decyzję. Wystarczyło jednak, aby rozpoczęły się pierwsze zajęcia i już byłem pewien, że podjąłem dobrą decyzję. Do sali wszedł młody, niezwykle dobrze wyglądający wykładowca.
- Nazywam się Adam Young i w tym semestrze będziemy się spotykać na historii myśli politycznej, w przyszłym na współczesnej myśli politycznej. Możliwe też, że udało wam się wybrać z puli przedmiotów dodatkowych jakieś, które ja prowadzę.
Szybko spojrzałem na swój plan zajęć i dowiedziałem się, że Young prowadzi także przedmiot, z którym wiązałem duże nadzieje - polityka w popkulturze. Ucieszyło mnie to.
- Obecność jest obowiązkowa, bo tego pragną władze uczelni, ale jeśli będziecie mieli jakieś logiczne wytłumaczenie, to nie będę robił problemu. Co do warunków zaliczenia... - nie dokończył, gdyż rozległo się pukanie do drzwi i do sali wszedł jakiś student.
- Dzień dobry. Mogę zająć panu chwilę? - spytał.
- Nie wiem czy zauważyłeś, Jo, ale właśnie prowadzę zajęcia.
- Chciałem tylko spytać, czy nie mógłby pan wyznaczyć mi jeszcze jednego terminu poprawkowego...
- Miałem zamiar powiedzieć wam o tym później - zwrócił się do nas - ale uwielbiam, gdy studenci piszą głupoty w pracach zaliczeniowych. Mam specjalną teczkę, w której trzymam takie prace. I oto stoi przed wami bezsprzeczny zwycięzca - wskazał na studenta. - I to dwukrotny, nie dość, że napisał głupoty na zaliczeniu, to na poprawce napisał jeszcze większe głupoty. A teraz stoi przede mną i prosi o kolejny termin. Nic z tego, Jo - zwrócił się znów do niego. - Nauczysz się na warunek.
- Mógłbym się chociaż dowiedzieć, co było źle w mojej pracy? - nie dawał za wygraną.
- A co nie było źle... Ale tak, jak przyjdziesz na konsultacje, będziesz mógł obejrzeć swoją pracę.
- Dziękuję i do zobaczenia w takim razie - powiedział i wyszedł.
Young dokończył mówić o warunkach zaliczenia, a później przedstawił zagadnienia, którymi mieliśmy się zajmować w ciągu tego semestru. Nie były zbyt porywające, ale ja i tak postanowiłem, że będę najlepszy.
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony