czwartek, 4 września 2014

Dying a little more

Obudziłem się zarzygany w wannie, co już mi się zdarzało i otoczony młodymi facetami, co też mi się przytrafiało kilka razy ale nigdy w tym samym czasie.
- Słyszysz mnie? - Powiedział jeden z nich. - Powiedz mi, jak się nazywasz.
- C... - Jęknąłem, czując zawroty głowy. - Cecil Gershwin Bates. - Oświadczyłem formalnie, gdy facet nie był zadowolony z odpowiedzi.
Nie potrafiłem skupić wzroku na jego twarzy, wszystko wokół było pozbawione ostrości i stabilności. Poczułem gorzki posmak w ustach i mdłości. Nie miałem pojęcia gdzie się znajduję, ani kim jest wypytujący mnie koleś. Nad nim stał inny, tego też widziałem pierwszy raz w życiu.
- Wiesz, co się stało? - Zapytał.
- Jechałem do Jacqueline i... - Starałem się przypomnieć sobie cokolwiek, aż w końcu wspomnienia przywaliły mi z całej siły. - O kurwa. - Jęknąłem, kryjąc twarz w dłoniach. - Odratowaliście mnie? Na chuj mnie odratowaliście? Kto wam pozwolił? Kto wam kazał? - Szeptałem, bardziej do siebie.
Chciałem zniknąć, zacisnąć dłonie wokół głowy tak mocno, by pękła z trzaśnięciem.  Wcisnąć oczy do wnętrza czaszki, by nie musieć patrzeć na to wszystko, jakkolwiek się skrzywdzić, wrócić do cudownego stanu nieświadomości jaki mi odebrali.
- Posłuchaj, jesteś w stanie doprowadzić się do porządku? - Jeden z mężczyzn odsunął moje dłonie i starał się na mnie spojrzeć. - Musisz być ostrożny, najpewniej złamałeś sobie żebra przy upadku. Masz tu wszystko, czego potrzebujesz...
Słyszałem wypowiadane przez niego słowa, ale nie potrafiłem rozwikłać co oznaczają. W moim umyśle istniało jedynie jedno sensowne zdanie: "Zabili Jacqueline."
Chwilę mi zajęło rozebranie się, po wyjściu mężczyzn. Wziąłem lodowaty prysznic, usiłując stłumić ból w boku. Odczułem go dopiero, kiedy podniosłem ręce, by zdjąć koszulkę. Woda spływała po mnie leniwym strumieniem, ale nie pomagała.
Wszystko było niedorzecznie tępe, nie mogłem w to uwierzyć. Miękkość ręcznika, ubrań, które mi pozostawili. Chciałem wrócić do stanu błogości, chciałem odzyskać pustkę w głowie, ale nie potrafiłem niczego sobie zrobić. W grę wchodziło jedynie rozbicie lustra i podcięcie sobie żył, ale nie mogłem na siebie patrzeć.
Kiedy wyszedłem z łazienki, ubrany w przydługi t-shirt i wytarte jeansy, obolały i otępiony, Adam czekał już przed drzwiami. Bez słowa zaprowadził mnie do pomieszczenia, które wyglądało jak gabinet.
- Co to miało znaczyć? - Zapytał, nie kryjąc złości.
- Zabili ją. - Szepnąłem.
Wypowiedzenie tych dwóch słów sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej. Tak, jakbym urzeczywistnił jej śmierć. Mężczyzna milczał, a ja nie mogłem znieść ciszy, która zapadła po tych słowach.
- Moją siostrę. Zamordowali ją. Ja... nie miałem się gdzie podziać... Ona zawsze je przynosiła, wiesz? Leki. Nawet teraz o to dbała. Nie chciałem. Ja tylko... Chciałem poczuć się lepiej. Bo to nie może być prawda, oni nie mogli, kurwa mać nie mogli jej zabić. - Wyrzucałem z siebie słowa urywanie, nie czując nawet, że łzy leją się z moich oczu jak krople z burzowych chmur. - Nie mogli, nie mogłem uwierzyć...
Oparłem się o ścianę, zimną i twardą i nieznośnie tępą. Cały dom mógłby być równie dobrze dziecięcą salą zabaw bez szans na wyrządzenie sobie najmniejszej krzywdy.

2 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony