sobota, 20 września 2014

Afterlife

Godzinę po alarmie obwieszczającym zakończenie czystki byłam już w slumsach, krocząc dobrze znaną mi drogą między starymi domami, a kontenerami mieszkalnymi.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat miejsca takie jak to stały się prawdziwą rzadkością. Większość ubogich za wszelką cenę pchała się do bloków, myśląc, że tam będą bezpieczniejsi. Prawdę mówiąc nikt nie był bezpieczny jeśli nie było go stać na dobre zabezpieczenie się.
Idąc głównymi drogami mijałam dziesiątki, może setki ciał. Marsz przez miasto był mordęgą, głównie psychiczną. Służby ratunkowe uwijały się jak wściekłe, ale wiedziałam, że prędzej dobiją cierpiących, niż będą starały się pomóc za wszelką cenę. To przecież byłoby wbrew idei czystki. Poza tym po co komu w przyszłym roku więcej psychopatycznych mścicieli niż to niezbędne?
Kiedy w końcu dotarłam do celu i zapukałam do drzwi otworzyła mi przysadzista, ciemnoskóra kobieta koło sześćdziesiątki.
- Jest Jasper? - Zapytałam.
- Dzieci drogie, czy wy chcecie teraz wychodzić na ulicę? Maddison, kochanie poczekaj u nas trochę, wypij kawkę, odpocznij. - Julia od razu wprowadziła mnie do środka i nie słuchając moich protestów usadziła mnie w niewielkiej kuchni. W półmroku dostrzegłam, że jej syn, dwudzestokilkuletni Jasper siedział na parapecie, mocno zmarnowany. Oboje nie zmrużyli oka całą noc. Nie było ich stać na nic poza kuloodporną blachą na drzwi i okna, która nadal tworzyła przedziwne konstrukcje wraz z drewnianymi podparciami nie wpuszczając światła do pomieszczenia.
Poczułam ukłucie żalu, że nie zdołałam znaleźć im schronienia w tym roku, a sama zajmowałam miejsce u Adama. Tłumaczyłam to sobie działaniem dla większego dobra, ale nie pomagało.
- Zwijaj się młody, idziemy na patrol. - Oznajmiłam. Zapach kawy i świeżego chleba roznoszący się po domu sprawił, że dotarło do mnie jak zmęczona jestem.
- Jaki patrol, kochana? Już robię Ci kawkę, odpocznij. Pewno całą noc na nogach byłaś. - Julia była absolutnie nieugięta jeśli chodzi o wmuszanie we mnie jedzenia i picia, niczym babcia, której nigdy nie miałam.
Chłopak wyszedł na chwilę i wrócił z dwoma plecakami, nim zdążyłam podnieść gorący napój do ust.
Sprawdziłam zawartość swojego. Opatrunki, paralizator, Beretta m92f i dwa pełne magazynki. Jakiś prowiant, trochę więcej opatrunków... czy on wysypał tu zawartość pięciu apteczek? Nie brakowało niczego.
- Pani O'Donnel wrócimy nim zdąży Pani zrobić nam kanapki, obiecuję. - Uśmiechnęłam się i przytuliłam kobietę. - Proszę się położyć, zdrzemnąć trochę, powinna Pani bardziej o siebie dbać, wysypiać się. Spiorę Jasonowi głowę za to, że znów Pani nie upilnował. - Pokręciłam głową, a ona już chciała mi coś odpowiedzieć, ale odsunęłam się i zarzuciłam na siebie plecak. - Już jest bezpiecznie, zaraz wrócimy.
Pół dnia zeszło nam na odnajdywaniu zwłok. Za każdym razem byliśmy pewni, że zdołamy przedłużyć życie znalezionej osoby choćby do przyjazdu karetki i za każdym razem gdy podbiegaliśmy do ciała i padaliśmy na kolana okazywało się, że jest ono już mocno wychłodzone.
Za jednym z domów, znajdujących się w bezpośrednim sąsiedztwie dzielnicy zaludnionej przez niższą klasę średnią znaleźliśmy ciała trójki dzieci. Ich ubranka były pozrywane, na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że długo walczyły. Wokół było sporo krwi. Młody mężczyzna musiał odsunąć się na kilka kroków i odwrócić, kiedy ja sprawdzałam tętno każdego z nich.
- Jason? Jason, ona żyje! - Krzyknęłam, biorąc na ręce najmłodsze z dzieci, góra trzyletnią dziewczynkę. Oddychała słabo, ale jej serce biło za dwoje. - Sprawca musiał dopiero co uciec! Spróbuj reanimować najstarsze, szybko!
Trzecie dziecko nie miało szans, ktoś podciął mu gardło. Chwilę stałam nad chłopakiem patrząc jak walczy o życie dziecka i jak wycieńczony pada na zakrwawiony chodnik, poddając się.
Nie płakałam. Nie użalałam się ani nad nim ani nad sobą. Zamiast tego wyjęłam z bocznej kieszeni plecaka folię termiczną, owinęłam nią dziewczynkę i bez słowa postanowiłam zanieść ją do Julie. Ona kilka lat temu straciła dziecko w czasie czystki, teraz karma postanowiła się odwrócić.


Resztę dnia spędziłam przy dziewczynce. Wybudziła się z płaczem, głodna i wychłodzona, a my zdołałyśmy ją nakarmić, wykąpać i przebrać. Mała zdawała się nie znać żadnych słów, łkała jedynie kiedy chciałyśmy położyć ją spać i zostawić samą choćby na chwilę.
- Spróbuję znaleźć jej rodziców. Może przeżyli czystkę. - Westchnęłam, tuląc do siebie to spore zawiniątko. Mała usypiała tylko kiedy trzymałyśmy ją na rękach. Ważyła przy tym swoje.
- Wątpię. Pewnie porwali sieroty. Nikt nie chciałby ściągać na siebie przyszłorocznego wyroku. - Odparł Jason, półgłosem.
- Nie zaszkodzi sprawdzić. - Westchnęłam. - Est-il vrai, la mignonne? - Szepnęłam, całując jasne włoski.
- Zajmę się nią, dopóki nie znajdziesz jej rodziny. Wiem, że ty masz mnóstwo na głowie... - Oznajmiła Julie, kładąc na stole talerz pełen kanapek.
- Właśnie, powinnam już uciekać. - Podałam kobiecie maleństwo, które zdążyło już zasnąć. - Wpadnę do was, jak tylko znajdę chwilę, obiecuję. - Porwałam kanapkę z talerza i bez zbędnych pożegnań wyszłam z domu.
Słońce wskazywało już południe, a ludzie wokół powoli odgruzowywali swoje poprzednie życie.

2 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony