poniedziałek, 1 września 2014

Sunset

Kilkanaście osób siedziało w sąsiednim pokoju rozmawiając ściszonymi głosami. Ja zdołałam odnaleźć spokój w kuchni, z początku pomagając przy zmywaniu po kolacji, później siedząc na parapecie i usiłując nastroić ukulele. Było niewielkie, czarne i miało gwiazdki zamiast kluczy. Jedna z niewielu rzeczy, jakie zostały mi z poprzedniego życia - prezent od mamy na szesnaste urodziny. Zabrałam je ze sobą, spodziewając się, że nie tylko ja będę miała problemy ze snem w tę noc. Mały instrument nigdy nie zawodził przy podnoszeniu morale.
"Imagine there’s no music, imagine there are no songs, imagine that John Lennon wasn’t shot in front of his apartment..." - Nuciłam. Trzy osoby słuchały mnie z ciekawością. Isaac wkładał wszelkie wysiłki w to, by ignorować to brzdękanie. Celowo co rusz dźgałam go łokciem w bok, żeby się rozchmurzył. Nikt nie spodziewał się tej nocy powiewu optymizmu.
Ucichłam dopiero, gdy zobaczyłam, że Adam opiera się o framugę.
- Melduję, że naczynia są umyte i wytarte, a Isaac narzeka, że ten płyn do mycia naczyń szkodzi na jego wypielęgnowane dłonie. - Ogłosiłam dumnie. Przewodniczący uśmiechnął się z rozbawieniem, ukazując urocze dołeczki w policzkach.
- Potrzebujecie czegoś? - Zapytał, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Butelki Jacka Danielsa i lodu? - Wzruszyłam ramionami. - Lodów ciasteczkowych Ben'n'Jerry? Sama nie wiem, co proponujesz?
Pokręcił głową, nie wiedziałam czy nadal z rozbawienia czy już z irytacji.
- Daj nam znać, jak dzieciaki będą wybierać się do spania. Za godzinkę, dwie? Uciszymy się. - Dodałam, już spokojniej.
Kiedy w kuchni zostałam tylko ja, Isaac i jakiś chłopczyk usiłujący wmówić mi, że gram na plastikowej, zabawkowej gitarce, kontynuowałam swój repertuar.
"...Quit the bitching on your blog and stop pretending art is hard!"



Dalsza część nocy nie była już tak radosna. Pierwszy przeraźliwy krzyk z ulicy usłyszeliśmy jeszcze przed dwudziestą. Ta noc nie pozwalała zapomnieć o swoim przeznaczeniu. Odłożyłam instrument na okap, żeby nikt na nim nie usiadł i sama przeszłam się po pokojach sprawdzając jak tam nastroje zebranych. Ludzie podzielili się w grupki, rozmawiali, część zajmowała się jakimiś drobnostkami jak gra w karty. Kilka osób, zwłaszcza tych starszych szykowało się do snu. Wszyscy mieli dość, nim zaczęło się na dobre.
- Adam, pozwól na chwilę. - Powiedziałam, podchodząc do przywódcy tego nielegalnego zgromadzenia.
- Potrzebujecie kogoś do pomocy w kuchni? - Zapytał, nie odrywając wzroku od przyjaciół.
- Potrzebuję zamienić z tobą kilka słów na osobności. Na tyle, na ile to możliwe. - Westchnęłam.
Dobry nastrój prysnął jak mydlana bańka, kiedy musiałam na chłodno oceniać bieżącą sytuację. Patrzeć na wszystkich jak na liczby w statystyce. Sześćdziesięciu ocalonych to za mało.
Pięćdziesięciu dziewięciu. Ja nie byłam tu na wakacjach.
- W porządku. - Adam poprowadził mnie do gabinetu, gdzie nie byliśmy sami, póki nie pokazał dwóm swoim znajomym, że mają zjeżdżać. - O co chodzi?
"Czy oni się do siebie przystawiali? Jestem prawie pewna, że ten z loczkami przystawiał się do tego drugiego? Serio chłopcy, dzisiaj?" Obejrzałam się za wychodzącymi.
Na kilka sekund zapadła względna cisza. Usiłowałam odnaleźć słowa. Kolejny krzyk z ulicy i czyjś przerażający śmiech sprawiły, że trudno było mi się skupić.
- Wiem, że pewnie nie masz pojęcia kim jestem i masz mnie za kolejną bidulkę, która inaczej spałaby dziś pod mostem modląc się o przeżycie, ale muszę cię zmartwić... - Zaczęłam. - Interesuje mnie ta twoja praca charytatywna.
- Chcesz przyłączyć się do nas na stałe? - Zapytał. Ucieszyły go moje słowa. Jeszcze za wcześnie na świętowanie, studenciku.
- Nie. - Przewróciłam oczami, po czym wyciągnęłam z kieszeni niewielką kartkę. - Skontaktuj się ze mną po czystce. Jesteś niezły, serio. Więcej osób powinno usłyszeć twój przekaz.
Ważyłam każde słowo, by nie powiedzieć mu za dużo.
- Co planujesz? - Zmarszczył brwi. Wydawał się sceptyczny. Muszę powiedzieć, że był nawet przekonujący w swojej roli i uwierzyłabym w jego ostrożność, gdybym nie wiedziała jak pragnie swojej rewolucji.
- Myślisz, że opowiem Ci dziś jakąś bajkę o rewolucjonistach i honorowo poległych za kraj? Jesteś słodki. - Zachichotałam.
"Cholera, Maddie nie śmiej im się w twarz bo ich spłoszysz." - Zganiłam się w myślach
Chciałam niemalże teatralnie wyjść i zostawić go samego z myślami, ale chwycił mnie za przedramię.
- Puść mnie. - Powiedziałam, zamierając w bezruchu. Nienawidziłam, gdy ktoś naruszał moją przestrzeń mimo, że sama zwykle nie szanowałam cudzej.
"Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że gdybym cię nie lubiła, ten łokieć wylądowałby najpierw na twoim kroczu, a później na twoim karku?"
Puścił, nim zdążyłam go uświadomić w kwestii moich zdolności samoobrony.
- Powiedz mi o co tu chodzi? - Napotkałam jego zdecydowane, roziskrzone spojrzenie.
- Myślisz, że jesteś tak sprytny, że pierwszy wpadłeś na to, że czystka jest wątpliwa moralnie? - Przewróciłam oczami.
Odeszłam o kilka kroków i położyłam dłoń na klamce. Kątem oka dostrzegłam stos książek leżący na biurku. Czułam na plecach jego wzrok.
- Francja?
- Uczę historii. - Odparł.
- Byłeś kiedyś w Europie? - Zawiesiłam głos, nie do końca pewna, czy mam w ogóle ochotę wypowiadać to pytanie.
- Kilka razy, jeszcze na studiach. A ty?
- Mieszkałam w dzieciństwie w Londynie. Moja rodzina po części pochodzi z Europy. Wiem, że dziadek był z Rosji, babcia z Anglii, czy Francji... Nie znałam ich. Mama z resztą nigdy nie mówiła nic o babci. - Zastanowiłam się na chwilę. - Ojciec pochodzi z Kuby. Cholera, jestem większym kundlem niż mój pies.  - Pokręciłam głową.
- Co robisz w Stanach? - Zapytał, niemal z wyrzutem.
- To, co należy zrobić.

13 komentarzy:

  1. <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie kundle są najpiękniejsze :D ewentualnie nigdy się nie zestarzejesz jak Keanu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jak ma się tak urodziwego dziadka, trudno zepsuć takie geny.

      Usuń
    2. Dziadek gra w Bates Motel razem z C4 (a przynajmniej w pierwszym odc są xD). Tak tylko mówię... :D

      Usuń
    3. Tfu, nie dziadek xD TATUŚ.

      Usuń
    4. Tatuś chyba? Dziadek raczej w Glee grywał, choć kto go tam wie, może stoi za motelem i pije drinka?

      Usuń
    5. Właśnie coś mi tak przemiana pokoleń nie zagrała xD

      Usuń
    6. Tak to jest, jak się ma zięcia w swoim wieku xDDD

      Usuń
    7. Najważniejsze, że wnuczka młodsza! xD
      W ogóle to zjeżdżaj mi z tym iksde, mam być na ciebie obrażona, czy coś, a nie iksde :P

      Usuń
    8. Srsly, I'm out. Mogę wziąć prozac dopiero za jakieś 10h a mam zamiar dożyć do rana czy coś?

      Usuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony