piątek, 12 września 2014

. . .

Nie mogłem zasnąć. Leżałem na podłodze obok Marceline. Każdy dostał koc i poduszkę, ale swój przydział oddałem córce. Chciałem, żeby było jej wygodnie. A przynajmniej na tyle wygodnie, na ile pozwalały okoliczności. Ciężko mówić o komforcie, usiłując zasnąć na podłodze, wśród grupy innych ludzi, również walczących z bezsennością. Co chwila słyszałem jak ktoś przewraca się z boku na bok albo poprawia poduszkę. Nie przeszkadzało mi to jednak - nawet w ciszy i na wygodnym łóżku nie nacieszyłbym się tej nocy snem. Leżałem więc obok tej istotki, która odmieniła moje życie i oczekiwałem poranka.
Marceline spała spokojnie, przytulona do wykonanej na szydełku maskotki, która należała kiedyś do Valerie.

10.03.2017
- Pańska córka jest zdrowa - powiedziała pielęgniarka, wychodząc z sali. Wręczyła mi zawiniątko, które okazało się być moim dzieckiem. Moje dziecko, jak to dziwnie brzmiało.
Gdy Valerie powiedziała mi o chorobie, od razu poprosiłem, aby pozwoliła mi zadeklarować ojcostwo. Nie chciała obciążać mnie takim ciężarem, ale jeszcze bardziej nie chciała ryzykować zostawienia swojego dziecka całkiem samego na świecie. Dlatego też, gdy wyjaśniłem jej, że to jedyne rozsądne wyjście (przecież biologiczny ojciec nawet nie wie o ciąży; nie chcesz chyba, by dzieckiem zajęli się twoi rodzice), przystała na moją propozycję.
- Cześć, córeczko - przywitałem się z niemowlęciem. Marceline była taka mała i bezbronna. - Co z Valerie? - zwróciłem się do pielęgniarki.
- Jest pod narkozą - odparła. - Poinformujemy pana, gdy się obudzi, żeby mógł się pan... - nie dokończyła zdania, jakby nie chciała odbierać mi nadziei, której i tak nie miałem prawa mieć.


Po kilku godzinach stwierdziłem, że czas najwyższy wstać i coś zjeść. W kuchni zastałem Adama i jakiegoś jego kolegę. Włączyłem czajnik, chcąc zrobić herbatę dla siebie i Marceline, na wypadek gdyby niebawem wstała. Zauważyłem, że kanapki są już zrobione, więc wziąłem sobie dwie.
Nie wiedzieć dlaczego, Adam miał do mnie pretensje. Mówił coś o naruszeniu prywatności i podobnych sprawach.
- Zaprosiłeś do domu sześćdziesiątkę ludzi, nie wiem, jak możesz jednocześnie oczekiwać prywatności... - westchnąłem. On tylko machnął ręką i wyszedł z pomieszczenia. Nie rozumiałem jego złości. Nie wszedłem przecież do jego gabinetu czy sypialni, korzystałem tylko z udostępnionego nam pomieszczenia...
Chyba nigdy nie zrozumiem ludzi, pomyślałem, nalewając wrzątek do dwóch szklanek.

2 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony