niedziela, 31 sierpnia 2014

Deep breath.

"Spóźnię się. Wszystko w porządku. Złapać taksę graniczy z cudem. Jadę rowerem. Buziaki"
Zerknęłam na SMS od Cecila, po raz kolejny, kiedy krzątałam się po mieszkaniu. Wszystko było gotowe na nasz weekend, zrobiłam zapasy piwa i chipsów, opłaciłam nawet netflixa, żebyśmy mieli co oglądać przez całą noc. Plan był prosty - zasunąć zasłony i zupełnie ignorować resztę kraju. Nigdy nie braliśmy w tym udziału i nie mieliśmy zamiaru tego zmieniać.
Spojrzałam na zegarek. Była szesnasta. Dla jednych, ostatnia chwila by użyć wolności, dla innych zaczynał się czas barykadowania się we własnych domach. Wyjrzałam przez okno w kuchni widząc kilka osób w maskach chodzących już po ulicach i przypominających swą obecnością, że kończy się nam czas.
Pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia, w pośpiechu otworzyłam drzwi, spodziewając się za nimi brata. Na widok Bryce'a chciałam zatrzasnąć je z całej siły, ale mężczyzna był szybszy i odepchnął mnie wgłąb przedpokoju. Za nim weszło dwóch innych w kominiarkach.
- Jak tam przygotowania, kotku? - Na jego twarzy pojawił się ten sam obrzydliwy uśmiech, który zapamiętałam z ostatniego starcia.
- Wyjdźcie, natychmiast! - Podniosłam głos, spanikowana.
- Nie przyjmiesz nas na wieczór? No wiesz? Nie sądziłem, że takie jak ty mogą odmawiać...
Szarpnął mną, rzucił na podłogę i uderzył w tył głowy czymś tępym. Jęknęłam głośno, nie tracąc przytomności. Któryś z nich pociągnął mnie mocno za włosy. Zdawało się, że wyrwie mi je wraz ze skalpem. Usłyszałam krzyk, ale nie zdawałam sobie sprawy, że dobywa się ze mnie.
- Uciszcie ją.
Kolejne uderzenie.

Odzyskałam przytomność leżąc na lodowatej posadzce i nie mogąc poruszyć się ani o cal. Miałam potworne mdłości i zawroty głowy, chwilę zajęło mi zorientowanie się, że leżę w niewielkim pomieszczeniu, nago nie licząc krępujących mnie sznurów i taśmy na ustach.
Szarpałam się gwałtownie, ale jak ryba wyrzucona na brzeg, mogłam jedynie komplikować nieuchronny los.
"Nie, nie, nie..." - Myślałam gorączkowo, usiłując wyszarpać choćby jedną rękę z ciasnych więzów. Czułam w dłoniach coraz silniejsze mrowienie, w końcu zdrętwiały tak mocno, że musiałam powstrzymać swoje wysiłki.
- Obudziła się. - Ktoś zaszedł mnie od tyłu, po czym z łatwością podniósł, tak bym stała.
- Nie, błagam, tylko nie... - Usiłowałam jęczeć, ale mężczyzna nie miał szans nic zrozumieć. Z resztą, nawet nie usiłował.
Pchnął mnie przez drzwi, po czym zaciągnął na jakiś drewniany podest i zmusił bym uklękła. Zacisnął sznury i przewiązał dłonie do stóp tak, bym nie mogła ruszyć się z tej pozycji.
Było mi coraz bardziej niedobrze, musiałam walczyć, żeby nie zemdleć. Tylko po co? Nie lepiej byłoby mi umrzeć ze strachu już teraz?
Nie wiem ile czasu spędziłam z napastnikiem stojącym tuż za mną. Miejsca, w które wpijał się sznur bolały coraz bardziej.
Dźwięki kroków, rozmów dochodziły zza parawanu, przed którym klęczałam.
"Nowi Ojcowie Założyciele..." Zdołałam wyłapać jedynie z chaosu słów, jaki do mnie docierał. Czułam narastającą panikę, która w żaden sposób nie mogła znaleźć ujścia. Później wszystko działo się tak szybko - Zasłona opadła, otoczyła mnie szóstka ludzi wśród których rozpoznałam Northmana i Graya.
Nie poczułam bólu w sposób, jaki spodziewałabym się tego widząc jak cienki sztylet wbija się w moje ciało. Szok sprawiał, że to wszystko było zbyt odrealnione, bym mogła to poczuć. Dopiero gorąca krew, wypływająca spod moich żeber i kolejne dźgnięcia doprowadziły mnie do krzyku, aż w końcu utraty przytomności.
Ciemność nie była jednak obca, ani straszna. Wolałam oddać się jej jak najprędzej, byle uciec od rzeczywistości, której nie potrafiłam wytrzymać.

3 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony