"Spóźnię się. Wszystko w porządku. Złapać taksę graniczy z cudem. Jadę rowerem. Buziaki"
Zerknęłam na SMS od Cecila, po raz kolejny, kiedy krzątałam się po mieszkaniu. Wszystko było gotowe na nasz weekend, zrobiłam zapasy piwa i chipsów, opłaciłam nawet netflixa, żebyśmy mieli co oglądać przez całą noc. Plan był prosty - zasunąć zasłony i zupełnie ignorować resztę kraju. Nigdy nie braliśmy w tym udziału i nie mieliśmy zamiaru tego zmieniać.
Spojrzałam na zegarek. Była szesnasta. Dla jednych, ostatnia chwila by użyć wolności, dla innych zaczynał się czas barykadowania się we własnych domach. Wyjrzałam przez okno w kuchni widząc kilka osób w maskach chodzących już po ulicach i przypominających swą obecnością, że kończy się nam czas.
Pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia, w pośpiechu otworzyłam drzwi, spodziewając się za nimi brata. Na widok Bryce'a chciałam zatrzasnąć je z całej siły, ale mężczyzna był szybszy i odepchnął mnie wgłąb przedpokoju. Za nim weszło dwóch innych w kominiarkach.
- Jak tam przygotowania, kotku? - Na jego twarzy pojawił się ten sam obrzydliwy uśmiech, który zapamiętałam z ostatniego starcia.
- Wyjdźcie, natychmiast! - Podniosłam głos, spanikowana.
- Nie przyjmiesz nas na wieczór? No wiesz? Nie sądziłem, że takie jak ty mogą odmawiać...
Szarpnął mną, rzucił na podłogę i uderzył w tył głowy czymś tępym. Jęknęłam głośno, nie tracąc przytomności. Któryś z nich pociągnął mnie mocno za włosy. Zdawało się, że wyrwie mi je wraz ze skalpem. Usłyszałam krzyk, ale nie zdawałam sobie sprawy, że dobywa się ze mnie.
- Uciszcie ją.
Kolejne uderzenie.
Odzyskałam przytomność leżąc na lodowatej posadzce i nie mogąc poruszyć się ani o cal. Miałam potworne mdłości i zawroty głowy, chwilę zajęło mi zorientowanie się, że leżę w niewielkim pomieszczeniu, nago nie licząc krępujących mnie sznurów i taśmy na ustach.
Szarpałam się gwałtownie, ale jak ryba wyrzucona na brzeg, mogłam jedynie komplikować nieuchronny los.
"Nie, nie, nie..." - Myślałam gorączkowo, usiłując wyszarpać choćby jedną rękę z ciasnych więzów. Czułam w dłoniach coraz silniejsze mrowienie, w końcu zdrętwiały tak mocno, że musiałam powstrzymać swoje wysiłki.
- Obudziła się. - Ktoś zaszedł mnie od tyłu, po czym z łatwością podniósł, tak bym stała.
- Nie, błagam, tylko nie... - Usiłowałam jęczeć, ale mężczyzna nie miał szans nic zrozumieć. Z resztą, nawet nie usiłował.
Pchnął mnie przez drzwi, po czym zaciągnął na jakiś drewniany podest i zmusił bym uklękła. Zacisnął sznury i przewiązał dłonie do stóp tak, bym nie mogła ruszyć się z tej pozycji.
Było mi coraz bardziej niedobrze, musiałam walczyć, żeby nie zemdleć. Tylko po co? Nie lepiej byłoby mi umrzeć ze strachu już teraz?
Nie wiem ile czasu spędziłam z napastnikiem stojącym tuż za mną. Miejsca, w które wpijał się sznur bolały coraz bardziej.
Dźwięki kroków, rozmów dochodziły zza parawanu, przed którym klęczałam.
"Nowi Ojcowie Założyciele..." Zdołałam wyłapać jedynie z chaosu słów, jaki do mnie docierał. Czułam narastającą panikę, która w żaden sposób nie mogła znaleźć ujścia. Później wszystko działo się tak szybko - Zasłona opadła, otoczyła mnie szóstka ludzi wśród których rozpoznałam Northmana i Graya.
Nie poczułam bólu w sposób, jaki spodziewałabym się tego widząc jak cienki sztylet wbija się w moje ciało. Szok sprawiał, że to wszystko było zbyt odrealnione, bym mogła to poczuć. Dopiero gorąca krew, wypływająca spod moich żeber i kolejne dźgnięcia doprowadziły mnie do krzyku, aż w końcu utraty przytomności.
Ciemność nie była jednak obca, ani straszna. Wolałam oddać się jej jak najprędzej, byle uciec od rzeczywistości, której nie potrafiłam wytrzymać.
Oglądałaś 'I Spit On Your Grave'? Może zainspirować do ciekawych pomysłów :D
OdpowiedzUsuńwow smuteg ;_;
OdpowiedzUsuńStraszne :( Czy ktoś ją ocali?
OdpowiedzUsuń