poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Anonymous revolutionists.

Siedziałam na podłodze, po turecku obok mężczyzny, który mnie tu przyprowadził. Dwudziestodziewięcioletni chłopak imieniem Isaac był miły, dość cichy i chętny do pomocy. Sam zaproponował mi, bym znalazła na czas czystki schronienie w mieszkaniu Adama. W zamian za ich wdzięczność postanowiłam przyłączyć się do ich zgrupowania.
Byłam ciekawa spotkań, o których opowiadał z taką pasją i zaangażowaniem, jak o niczym innym.  Jednocześnie sprawiał wrażenie, że to miejsce jest jakimś super-tajnym stowarzyszeniem wyzwolicieli narodu amerykańskiego. Musiałam zagryzać wargi, żeby nie parsknąć śmiechem, kiedy tak to przedstawiał.
Zmieniłam nastawienie, słuchając ich niewątpliwie atrakcyjnego fizycznie przywódcy.
Mówił składnie i zdawało się, że ma nieco lepsze pojęcie o sytuacji społeczno-politycznej niż reszta ludzi z którymi spotykałam się na co dzień. Oczywiście nie miał pojęcia o kilku (najważniejszych) sprawach, ale był tylko studenciakiem pragnącym rewolucji. Ważniejszym od jego stanu wiedzy, który zawsze mógł podreperować był fakt, że miał cudowną motywację. Nie nakręcała go ani mściwość, ani nienawiść. Był po prostu człowiekiem ideału, a to niemal gwarantuje, że nie odbije mu przy najbliższej czystce. Działał spokojnie, wręcz metodycznie.  Patrząc na niego byłam pewna - był facetem zdolnym porwać tłumy.
Dlaczego więc siedział w salonie otoczony przez kilku kumpli?
Kiedy poszedł otworzyć jakiemuś spóźnialskiemu, po czym zabrał go na stronę postanowiłam przyjrzeć się reszcie ludzi zebranych w tym miejscu.



Średnia wieku, nie licząc dzieciaka wynosiła najwyżej dwadzieścia sześć lat. Większość reprezentowali studenci i inni ludzie ideału. Podobał mi się ten fakt - było jak na spotkaniu młodzieżówki Demokratów, tylko, że bardziej lewacko .
(Nie żebym kiedykolwiek była na spotkaniu młodzieżówki Demokratów.)
Wszyscy mówili o wartości ludzkiego życia, tragedii święta jakim jest czystka i niesieniu pomocy potrzebującym.
Nie do końca pasowałam do tego świata, ale starałam się przynajmniej nie wyróżniać z tłumu. Jedyną zaletą jaką posiadałam i jaka pozwoliła mi przetrwać  do dziś był pewien rodzaj ulicznego sprytu, niemal wyeliminowanego już wśród ludzi z miast. I fart. Tego ostatniego miałam niedorzeczne ilości jak na kogoś kto był aż tak nierozsądny.
Kiedy wróciłam myślami do zgromadzonych dostrzegłam, że jeden z mężczyzn nieustannie posyła w moją stronę czarujący uśmiech. Wolałam unikać jego spojrzenia, zerknęłam więc na Isaaca.
- I jak? - Zapytał, sądząc, że jestem zbyt nieśmiała, by odezwać się pierwsza. - Podoba Ci się tutaj?
Pokiwałam głową, spuszczając wzrok.
- Mówiłem, że Ci się tu spodoba?
- Cieszę się, że mogę jakkolwiek pomóc w zamian za to, co mi oferujecie. - Odparłam, zgodnie z prawdą.
Mężczyzna nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo ich lider znów wrócił do salonu, tym razem z jakimś starszym facetem i małą dziewczynką. Uśmiechnęłam się do niej, gdy zajęli miejsce nieopodal mnie.
- Jak masz na imię? - Spytałam szeptem.
Spojrzała na towarzyszącego jej mężczyznę, jakby szukała w jego wzroku przyzwolenia na rozmowę z obcymi. Najwidoczniej znalazła je, gdyż po chwili odpowiedziała równie cichutko:
- Marcelina. A Pani?
- Maddison. Jesteś tu pierwszy raz?
Ciemnowłosa pokiwała głową, ukradkiem spoglądając na resztę zgromadzonych.
- Ja też. Nie martw się, to bardzo mili ludzie. Pomogą nam.
Isaac dał mi kuksańca w bok, żebym się przymknęła, ale w jego oczach dostrzegłam widoczne zadowolenie z tego, co usłyszał.

2 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony