wtorek, 19 sierpnia 2014

Za dziesięć siódma.

- Doktorze Langley? – Ciepły głos siostry Lary wyrwał mnie z upojnego letargu, lecz pomimo tego nadal leżę na wysłużonej kanapie. – Doktorze Langley! – Pielęgniarka już nie prosi, krzyczy, jakby przyłapała mnie na wyjadaniu jej czekoladowych ciasteczek ze słoika, który trzyma w szafce biurka. – Daniel! – Wydziera się wprost do mojego ucha, lekko podirytowana moim zachowaniem.
- Jeszcze nie ma siódmej, mam więc całe dziesięć minut snu, a po za tym Laro, już tutaj nie pracuję, przenieśli mnie, zapomniałaś? – Mamroczę pod nosem, słysząc jak głośno nabiera powietrza.
- Na Ogden Ave doszło do małej wymiany ognia między gangami, wiozą nam dwóch w stanie krytycznym, a czterech w stanie stabilnym ale nieźle podziurawionych kulami…
- …I niech zgadnę, jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy zostali na posterunku.
- Dokładnie, oprócz Jacka i Suzanne, nie ma nikogo innego.
- Już idę.
- Świetnie.
Trzask zamykanych drzwi podnosi mnie do pozycji siedzącej. Przecieram piekące oczy i decyduję się na jeszcze jeden kubek kawy, nim wyjdę na korytarz, gdzie za parę minut rozpęta się piekło.
Zgodnie z niezawodnym zegarkiem, wiszącym naprzeciwko sofy, karetki z rannymi zjawiają się po niespełna dwudziestu minutach. Dopijam letnią czarną i wkładając fartuch wychodzę na zewnątrz.
- Daniel, ten jest twój! – Krzyczy na mój widok Sara, biegnąca wraz z sanitariuszami wokół noszy z wijącym się na nich z bólu czternastolatkiem.
- Co mamy? – Pytam, podążając szybkim krokiem za nimi.
- Dostał dwie kulki, szczęściarz, bo oberwał w ramiona. Ktoś najprawdopodobniej celował w klatkę piersiową. Dasz radę? Nie wygląda to na nic poważnego, mogę ściągnąć Stevena, dzisiaj masz w końcu rozmowę…
- Sara, jestem lekarzem, najpierw pacjent, później rozmowy. Jedziemy na urazówkę, sala numer dwa, Jake ją przed chwilą zwolnił – wyrzucam z siebie, puszczając się przodem, tarasując nam drogę. Po czterech minutach jesteśmy w środku. Chłopak jęczy, mocno zaciskając pięści. - Potrzebuję nożyczek, musimy zdjąć z niego ubranie, Sara, daj mi więcej światła nic nie widzę. Na trzy, przełożymy go na łóżko, w porządku? Jak masz na imię? – Dodaję, nim mocnym szarpnięciem przenosimy go na stabilne posłanie.
- Daniel.
- Świetnie, tak samo jak ja – odpowiadam lekkim tonem, pozbawiając go koszulki z nadrukiem Linkin Park. – Saro, w trybie pilnym morfologia, grupa i krzyżówka. Prawie ramie jest draśnięte, damy sobie z nim radę, w lewym mamy kulę, nieźle krwawi, powiadom blok, muszą to usunąć.
- Daniel… nie ma szans – dziewczyna patrzy na mnie, stając w pół kroku. – Dwójka w krytycznym są operowani, nie mamy nikogo, musimy zająć się tym sami.
- Kochanie, jestem lekarzem z interny, nie chirurgiem – mój imiennik głośnie krzyczy, nie wiem czy bardziej z bólu czy strachu. - W porządku, zmiana planów. A więc mój mały kolego, teraz ta przemiła pani zaaplikuje ci lekarstwa znieczulające, a my zajmiemy się tą grudą metalu, którą nosisz pod skórą. Pocisk nie uszkodził niczego ważnego, więc rzeczywiście mówimy tu o farcie albo nawt o cudzie…
- Daniel – słyszę zdenerwowany głos siostry Lary. – Mamy nieciekawą sytuację w czwórce…
- Stażyści dadzą sobie radę – przerywa jej donośny głos Jack’a, który materializuje się nagle obok niej. – Potrzebuję kogoś do asysty, Daniel, kończ i biegiem na blok!
- Jack – syczę, delikatnie wyłuskując feralny nabój, który utkwił raptem cztery centymetry pod skórą w ramieniu dzieciaka. – Weź kogoś innego, Michael jest na drugim, ściągnij go tutaj.
- Ten dupek nie ma specjalizacji.
- A ja mam? To, że jest idiotą nie oznacza, że nie możesz go wziąć do pomocy.
- Dzięki stary – prycha wyzywająco i odchodzi biegiem.
- Proszę bardzo, Jack – szepczę bardziej do siebie niż do niego, oczyszczając po raz kolejny ranę.
- Daniel, dwa migotania przedsionków na czwórce! – Krzyczy desperacko Lara, która pojawia się w drzwiach po raz drugi. Wzdycham tylko cicho, zdejmując rękawiczki.
- Sara, dokończ szycie, potem ściągnij naczyniowca i ortopedę, niech to jeszcze sprawdzą. Zrób rentgen i EKG, podaj kroplówkę. – Pielęgniarka kiwa potakująco głową, a ja znów w trybie priorytetowym przemierzam te kilkanaście metrów do czwórki i wpadam na salę identyczną jak ta poprzednia, z której dopiero co wyszedłem.
- Co się dzieje? – Pytam Lary, zakładając kolejną parę jednorazowych rękawiczek.
- James opanował tamtego, a z tą dziewczyną, też już… o jasna cholera! Zatrzymanie krążenia!
- W porządku, czas?
- Ósma dziesięć.
- Elektrody…
- Chłopak niestabilny! – Drze się James, cały blady na twarzy. 
- Utrzymaj go! – Odpowiadam, przyglądając się jak Lara szybko nakłada kleistą substancję na sprzęt. – Dobra, odsunąć się! – Wszyscy milkną, a ciało dziewczyny pod wpływem napięcia unosi się gwałtownie na kilka centymetrów w górę.
- Nic! – Chwilę później krzyczy Lara, wpatrując się w ciągłą kreskę na monitorze.
- Ampułka epinefryny i sto lidokainy! – Mówię, nie przerywając dopiero co zaczętego masażu serca. - Jeszcze ciągle możemy ją odzyskać, ściągnijcie mi kardiochirurga!
- Jest na sali operacyjnej – odpowiada cicho Emma, pielęgniarka pomagająca Jamesowi.
- To niech wyjdzie! – Stojąca przy drzwiach Alyson biegnie desperacko po Nelsona, najwyraźniej poruszona moim opryskliwym tonem. – Czas? – Pytam Lary.
- Dwie minuty…
- Spokojnie, zaraz wróci. Jeszcze raz elektrody.
- Jesteś pewien?
- Trzy minuty! – Krzyczę, biorąc sprzęt. – Odsunąć się!
Po raz kolejny zakrwawione ciało siedemnastolatki podnosi się do góry.
- Mamy ją! – Z ulgą stwierdza Lara, śmiejąc się wesoło.
- Jak u ciebie James? – Pytam, oglądając rany dziewczyny.
- Chłopak stabilny proszę pana. Trzy postrzały, wszystkie w nogi.
- Ktoś dzięki Bogu miał zeza – pozwalam sobie na ironiczny komentarz, osłuchując pacjentkę. – Niech ktoś dowie się jak sprawa wygląda na bloku, muszą szybko interweniować, być może ma krwotok wewnętrzny…
- Dobra, James, odsuń się – do sali wpada Cornelia, ubrana jeszcze w płaszcz.
- Nie ma pani fartucha – protestuje nieśmiało chłopak.
- Do cholery z nim, muszę sprawdzić czy z tętnicami wszystko w porządku… Daniel? – przerywa w pół zdania, patrząc na mnie z wysoko uniesionymi brwiami. - Nie powinieneś stać w korku na głównej, w drodze na nowy oddział? 
- Jeszcze raz ktoś zada to durne pytanie, a zacznę…
- Panie Langley, potrzebujemy kogoś do zakładania szwów – przerywa mi Robert, notujący coś zawzięcie na podkładce.
- A co się dzieje? Znów jakiś wypadek? – Pytam, na chwilę przenosząc wzrok na niego.
- Nie, to jeszcze te małolaty. Połowa z nich uciekła jak doszło do strzelaniny i dokończyła walkę w parku, ogólnie nie ma żadnego przypadku rany głębokiej, ale trzeba ich pozszywać, zaraz zakrwawią nam cały korytarz.
- A gdzie reszta? Nie masz nikogo innego?
- Nie. Prawie wszyscy męczą się z tą dwójką w stanie krytycznym, a zaraz będzie tu Joe z Carlosem i wezmą tą dziewczynę. Więc mam tylko ciebie.
- W porządku, przyślij mi dwóch stażystów…
- Proszę pana, tak między nami zaraz dziewiąta.
- I…? – Pytam, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
- O wpół do dziesiątej ma być pan w Atlanta Medical Center.
- Co ty nie powiesz? – Nerwowo ściągam kolejną parę jednorazowych rękawiczek. – Dwóch stażystów, jeden dezynfekuje, ja szyję, drugi opatruje, na minutę temu.
- Oczywiście, doktorze – Robert wywraca oczami do góry, biegnąc korytarzem. Cornelia uśmiecha się uroczo, a w drzwiach mijają mnie ubierający się w biegu chirurdzy, Joe oczywiście nie omieszkał zadać pytania, dlaczego nadal tutaj jestem. Jak widać, nikt mnie tu nie chce… miłe.

***
- I kolejny dzień na wariackich papierach… - filozoficznie wzdycha Jack, kładąc nogi na kulawym stoliku. – Przez to wszystko nie urządziliśmy ci śniadania pożegnalnego. Zachciało im się strzelać.
- Czy istnieje lepsze pożegnanie od dzisiejszego? – Spytałem, podajać mu papierowy kubek z kawą. - Wyjąłem kulkę z ramienia dzieciaka, odmówiłem asystowania tobie, reanimowałem dziewczynę z dwoma krwotokami wewnętrznymi, zszyłem co najmniej trzydzieści osób z paskudnymi ranami na ciele, z czego dwójka oddała mi swoją zawartość z żołądka na fartuch, o mało co, lekarka która zajęła moją ciepłą posadkę nie zabiła mojej ulubionej pacjentki i jestem spóźniony już o całe trzy godziny na rozmowę swojego życia by podpisać nową umowę o pracę. A jutro jakaś niezadowolona ofiara mojej sztuki medycznej może wpaść z wizytą i odpłacić się pięknym za nadobne. Naprawdę chciałbyś jakieś sentymentalne śniadanie pożegnalne?
Jack zaśmiał się, kręcąc głową.
- Przez całe życie dawaliśmy ci w kość, myślałeś, że na koniec dostaniesz taryfę ulgową?
- Szczerze? Tak, myślałem, że dacie mi choć raz spokojny dzień. Dobra stary, muszę jeszcze się odświeżyć i jechać na nowe śmieci, i jak nic spotkamy się jutro rano.
- Dlaczego? – Zapytał Jack, ściskając mi rękę na pożegnanie.
- Chciałbyś mieć lekarza, który spóźnia się już pierwszego dnia pracy? Nie sądzę. Wrócę tu jeszcze, więc nawet nie śnij, żeby zabrać moją szafkę i podmienić biurka. 


 

18 komentarzy:

  1. Awwww ale super! Już go lubię :D Super, że do nas dołączyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od bardzo dawna nie byłam cząstką serii.
      Z Danielem mamy nieskrywaną frajdę z pisania.
      Trochę nowych szkiców w .doc trafiło do dyskowych szuflad. :D

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Zapracowany poranek, widzę ^^
    Witamy w naszych szeregach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staramy się jak mrówki. :D

      Usuń
    2. Couuu już masz rozdwojenie jaźni? :D Mam się martwić? :p

      Usuń
    3. To jest chyba dobry moment, żeby na salę ktoś wprowadził psychiatrę. :D

      Usuń
    4. Mogę Ci polecić jedno zaufane miejsce, jeśli nie lubisz przesadnie kolorowych wnętrz ;)

      Usuń
    5. Dilera zmieniliśmy, ale jak widać - nie pomaga. Poprosimy z Danielem o namiary na lokale bez przesadnie kolorowych wnętrz. :D

      Usuń
    6. http://www.cardcow.com/images/set341/card00796_fr.jpg C. poleca :* (aż sobie minęłam komentarze z zacieszu)

      Usuń
    7. Czeka nas wycieczka do Kansas!! :D
      Dziękować dobra Kobieto!

      Usuń
  3. Pach! Pach! Pach! Te pościgi, te wybuchy! Fantastycznie :D Witam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pracujemy teraz nad rozdziałem, który zobrazuje tą animację: http://31.media.tumblr.com/tumblr_m93mfvfLzj1qd88tjo3_500.gif

    :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Daniel (tradycyjnie jak przystało na właścicieli tego imienia) najsłodszy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, dziękujemy @Novalis .

      Usuń
    2. Znałam jednego Daniela (kolegę Króla Wampirów) i nie był słodki ;_; Ale najwyraźniej był wyjątkiem potwierdzającym regułę ^^

      Usuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony