wtorek, 19 sierpnia 2014

Action

Wyłożyłem na taśmę znaczne ilości jednorazowych naczyń i sztućców, półlitrową butelkę wody mineralnej i dwie bułki z ziarnami dyni. Po chwili zdecydowałem się jeszcze na batonik. Dzisiaj nie będzie czasu na obiad, pomyślałem, a coś jeść trzeba.
- Impreza się szykuje? - spytała kasjerka, spoglądając na kilka opakowań plastikowych łyżeczek, które właśnie pakowałem do reklamówki.
- Tak - odpowiedziałem krótko i podałem jej banknot. Wydała resztę i życzyła udanej imprezy, no cóż...
Wpakowałem zakupy do samochodu i, zanim jeszcze ruszyłem w stronę domu, zjadłem bułki. Batonik postanowiłem zachować na później.
Pochłonąłem go już w domu, przeglądając dokumenty. Nadal brakowało nam koców i poduszek. Miały zostać przyniesione na dzisiejsze spotkanie, podobnie jak produkty spożywcze.
Spojrzałem na zegarek. Do spotkania pozostało jeszcze ponad czterdzieści minut. Stwierdziłem, że miło będzie uraczyć mój żołądek czymś ciepłym i postanowiłem zrobić sobie herbatę. Wracając do pokoju z kubkiem gorącego naparu, zauważyłem, że ktoś usiłował się do mnie dodzwonić. Odłożyłem napój na biurko i sięgnąłem po telefon.
- Dzień dobry, nie zdążyłem odebrać... - zacząłem, gdy owa tajemnicza osoba odebrała.
- Cześć, Adam. Z tej strony William Green - przedstawił się głos. William uczył mnie matematyki w liceum. Później, gdy już skończyłem szkołę, utrzymywaliśmy kontakt ograniczający się do kilku rozmów rocznie, ale ostatnio nie dawał znaku życia. Zastanawiałem się, co spowodowało, że zdecydował się zadzwonić.
- Co za miła niespodzianka - stwierdziłem. - Co tam u ciebie nowego? Jak tam Marceline? - spytałem.
- U nas wszystko w porządku, ale, wiesz, dzwonię w pewnej sprawie. Nadal zajmujesz się tą swoją... - zastanawiał się chwilę, jakiego słowa użyć. - Działalnością?
- Tak. Chcesz jakoś pomóc?
- Wiesz, że nie mam możliwości - zaczął się tłumaczyć, a ja przypomniałem sobie, że nasza ostatnia rozmowa zakończyła się kłótnią. Pewnie dlatego nie kontaktował się ze mną przez ponad rok.
- Nie mówię, że musisz robić to co ja, są też inne rzeczy, ale do tego potrzeba trochę chęci... - Teraz przypomniałem sobie, dlaczego ja również do niego nie dzwoniłem. - No ale mów, o co chodzi?
- Masz jeszcze jakieś miejsca u siebie?
- Sądziłem, że co roku wyjeżdżasz do rodziców - zauważyłem.
- Tak, nie chodzi o mnie. Jeden z uczniów powiedział mi dzisiaj, że nie ma gdzie się podziać. Mieszka z matką i młodszą siostrą w kawalerce, nie stać ich na żadne zabezpieczenia. Dzieciak boi się o siostrę, szczególnie, że ostatnio odrzuciła zaloty jakiegoś dziewiętnastolatka. Wyobrażasz sobie, dziewiętnastolatek podrywał trzynastoletnią dziewczynkę...
- Nie jesteś chyba odpowiednią osobą, aby krytykować związki z różnicą wieku - rzuciłem. William nic nie odpowiedział. Z moich notatek wynikało, że mamy tylko dwa miejsca. Mimo chęci, nie mogłem zaprosić do swojego domu nieskończonej liczby osób.
- Dobra - zgodziłem się. - Przyślij ich do mnie dzisiaj.
- Dziękuję, Adam. Naprawdę doceniam to, co robisz.
- Jeśli doceniasz, jeśli uważasz, że to co robimy, jest dobre, dlaczego się do nas nie przyłączysz? - spytałem i rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź.

4 komentarze:

  1. cześć Adam. świetny fryz! i twarz też :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uciekam czytać wpisy Williama.
    Intrygujące, o co też panowie się pokłócili.
    Romans Green'a z młodszą siostrą?
    Mam pole do snucia teorii - noc z głowy. :D

    Świetnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie potrzebujecie barmana na afterparty?

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony