piątek, 1 sierpnia 2014

A little party never killed nobody

Improwizowana scena umieszczona była dokładnie na środku piętrowego hallu, przed symetrycznymi, krętymi schodami prowadzącymi na kolejne kondygnacje. Rura do tańca była wykonana na zamówienie i sięgała drugiego piętra. Nie byłam pierwszą, ani ostatnią, która z niej skorzysta.
Mogłam pozwolić sobie na wielkie wejście, a raczej zjazd z samej góry i gwałtowne zatrzymanie się centymetry nad podestem. To zawsze robiło niesamowite wrażenie. Miałam na sobie czarno-złoty komplet z kolekcji Victoria's Secret i klasyczne, czarne szpilki od Louboutina. Miały służyć mi jedynie na występ, jako mój 'strój sportowy', następnie miałam spokojnie przebrać się w skandaliczny gorset z kolekcji Dity Von Teese. Potrafiłam przepuścić ogromne pieniądze na seksowną bieliznę, ale rozpatrywałam to raczej w ramach inwestycji.
Wychylałam się przez balustradę, upewniając się, że wszyscy goście są już na dole. Mężczyźni popijali whiskey, prowadzili kurtuazyjne rozmowy nie wnoszące absolutnie niczego do dzisiejszego wieczora. Przyszły pan młody - Alexander Johan Northman witał się ze wszystkimi z miłym uśmiechem. Był już tak do niego przyzwyczajony, że nie można było wyczytać z niego obłudy.
W końcu poprosił o ciszę i wygłosił kilka słów o dzisiejszym wieczorze. Zdjęłam szlafrok i przewiesiłam go przez balustradę. Rozciągałam mięśnie grzbietu, gdy wznosili toast. Kiedy Pan Gray, przyszły świadek przejął uwagę słuchaczy, wspięłam się na balustradę i usiadłam na niej po drugiej stronie. W końcu rozbrzmiały brawa, a ja wskoczyłam na rurę w chwili, gdy klasyczne, ciepłe światło wypełniające pomieszczenie ustąpiło miejsca półmrokowi, oraz laserom przecinającym pojawiające się obłoki dymu.
Odczekałam, aż muzyka zacznie budować w nich napięcie, po czym zjechałam na scenę, lądując na niej w chwili, gdy rozbrzmiały basy. To był jakiś dubstepowy remiks Lany Del Ray, narzucony mi wcześniej. Dobrze czułam się przy podobnej muzyce, mogłam postawić na energię i ekspresję, nie tracąc przy tym okazji na popisanie się seksapilem. Ćwiczyłam pole dancing od kilku lat, wcześniej trenowałam też taniec nowoczesny i skupienie na sobie kilkudziesięciu par oczu nie było dla mnie wielkim wyzwaniem.
Przez te pięć minut to oni należeli do mnie. Myśleli o mnie jak o zwierzynie do upolowania, chcieli popisać się przed innymi nie tylko swoim statusem materialnym, ale i zdobyć pozycję samca alfa pokazując mnie u swego boku. Było jasne, że jeden wieczór wygłupów zapewni mi zdecydowanie większy napływ funduszy, niż obiecał mi to Pan Gray.
Zakończyłam występ równie gwałtownie, jak rozpoczęłam, kilkoma obrotami w figurze pozytywki i zeskokiem, po czym zeszłam ze sceny słysząc brawa, pomruki uznania, a nawet gwizdy, nim wróciły światła.




W wolnej chwili mogłam spokojnie rozpuścić włosy, przebrać się i wypić Cosmo, które podrzucił mi do pokoju Cecil, podczas gdy dym opadał, a mężczyźni znów zajęli się sobą. Wyłożyłam się na łóżku, marząc o tym, by goście nie okazali się zbyt nachalni. Nie miałam nic przeciwko temu, by jeden, czy dwóch zgarnęło mnie do swojej sypialni tylko błagam, by oszczędzili mi historii swojego życia.
Miałam dla siebie jeszcze kilka minut, gdy odnalazłam w torbie dwie pigułki ecstasy. Wsunęłam ją za pas do pończoch, razem z kilkoma prezerwatywami i jednorazowym opakowaniem lubrykantu.
Rozmasowałam stopy przed ubraniem kolejnych, tym razem wyższych szpilek i spojrzałam w lustro. Makijaż nie wymagał poprawek, spryskałam twarz mgiełką wydłużającą jego trwałość i przeczesałam palcami włosy, uwalniając kilka splątanych loczków.
Byłam gotowa zostać żywą ozdobą na kolejne kilka godzin.
Wróciłam na salę żwawym krokiem, podczas którego falowała nie tylko moja fryzura. Od razu przykułam spojrzenia kilku mężczyzn. Tylko jeden z nich postanowił przeciąć mi drogę do baru.
- Jak mogę wyrazić uznanie po tym występie? - Zapytał, lustrując mnie dyskretnie.
- Schlebia mi Pan. Brawa były wystarczające... - Pokręciłam nieznacznie głową. Udawana niewinność zawsze dobrze się sprzedawała.
- Nalegam. - Odparł, wskazując na stolik przy którym najwyraźniej siedział. - Czego się napijesz?
Przyjrzałam się mu. Koło czterdziestki, singiel, przystojny, że niech go cholera weźmie.
- Ufam w Pana gust, jeśli chodzi o wybór alkoholi. - Uśmiechnęłam się promiennie, po czym pozwoliłam mu się odprowadzić na miejsce i odsunąć przede mną krzesło.

11 komentarzy:

  1. Ktoś kiedyś powiedział, że ślub bez przynajmniej trzech trupów jest nudny, więc Twój tytuł jest inwalidą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ironia taka niedoceniona. Wow wow. Tytuł taki z najbardziej ironicznej piosenki do Wielkiego Gatsbyego. Foreshadowing taki ukryty. Wow wow.

      Usuń
    2. Nawiązanie do wesela Dothraków takie nie mające na celu nikogo obrazić.

      Usuń
    3. wow wow pieseł taki popularny komentarzy dużo wow wow wszyscy piszą jak pieseł uszanowanko

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. aż mi się przypomniał "gość 237", tak w nawiązaniu do imprez i uszanowanka XD

      Usuń
    2. jeszcze tam były oświadczyny po pijaku z tego co pamiętam xD

      Usuń
    3. oj, od razu "po pijaku" XDDDD ale były, a ślubu dalej nie było, ja nie rozumiem

      Usuń
  3. Co, jedna strona ma wszystko odwalać? Nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony