poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Addictions

- No nie. Kiedy to zrobiłeś? - Kiedy Cecil przekroczył próg mojego mieszkania dostrzegłam na jego obojczyku świeży opatrunek. To nie powinno mnie było już zaskakiwać.
- Tuż przed tym jak do Ciebie ruszyłem. - Uśmiechnął się szeroko, wyciągając szyję. - Zaraz zobaczysz, tylko weź to ode mnie.
- I ty się dziwisz, że nie masz na nic kasy. - Westchnęłam, odbierając od niego papierową torebkę. W środku były cztery muffinki. - Czemu nie powiedziałeś mi, że jedziesz do studia tatuażu?
- Próbowałem, nie odbierałaś telefonu. Z resztą to było u Jacka, przed otwarciem studia więc nie miałaś czego tam szukać. I nie zapłaciłem dużo. - Blondyn postawił kawę na stoliku i rozpiął swoją bluzę z kapturem.
Zwykle nosił koszule, zwłaszcza do pracy, ale kiedy ubierał wycięte koszulki z krótkim rękawem można było dostrzec, że większość jego rąk pokrywają fioletowo-czarne tatuaże. Wiedziałam, że to co sobie wymarzył było jeszcze niekompletne, ale już teraz można było dostrzec prawidłowości wśród abstrakcyjnych znaków, elementów zwierzęcych i wzorów geometrycznych. Kiedy odkleił foliowy opatrunek zobaczyłam wyrazisty szkic macek ośmiornicy.
- Kolorowanie akwarelą. - Ogłosił, kiedy zobaczył moje pytające spojrzenie - Ale to po weekendzie.
- Ślicznie, cukiereczku. Ale i tak twierdzę, że jesteś uzależniony. - Wgryzłam się w babeczkę red velvet, instynktownie licząc ile czasu będę potrzebowała na spalenie jej.
"Cały długi weekend będę mieć wolny, najwyżej pobiegam."
- Nie jestem. - Prychnął, ubierając się.
- Jesteś uzależniony od modyfikacji ciała. - Powtórzyłam, oficjalnym tonem, jak gdybym wydawała diagnozę.
Cóż, niewielkie tunele, sztanga, spider bites na twarzy, oraz te wszystkie tatuaże... Przepuszczał na to całą kasę, ale cóż, chłopak ma pasję.
- Jesteś uzależniona od seksu.
- Finansowo. - Dopowiedziałam.
- A propos, co powiedziała Ci ta stara rura? - Zainteresował się pozostałymi babeczkami, po czym wyjął sobie tą z masłem orzechowym.
- Nic wielkiego, umawiałam się z nią jak mamy się rozliczyć. Ona nie jest Lucyferem, wiesz? - Westchnęłam.
Nie chciałam zaczynać z nim tego tematu, ale jakimś sposobem on zawsze wkradał się w nasze rozmowy. Cóż, tylko przed nim mogłam być zupełnie szczera. Znajomi spoza "branży" byli pewni, że pracuję w korpo na nocną zmianę. Z resztą, nie interesowali się moim życiem zawodowym dopóki wypytywałam o ich życie prywatne i umiejętnie słuchałam.
- Oczywiście, że nie. Nawet Lucyfer nie każe swoim dziwkom oddawać połowy dochodów. - Odgryzł się.
- Nie chcesz wiedzieć ile tobie obcinają z pensji. - Upiłam kilka łyków kawy, po czym zlizałam z ust bitą śmietanę i kakao.
- Płacą akurat tyle, że starcza na tatuaże i babeczki. - Podsumował, ze śmiechem.
Uwielbiałam jego szczery śmiech, dość wysoki i bardzo dziecięcy. Niewiele osób miało okazję go słyszeć zwłaszcza, że kiedy był dzieckiem często śmiali się z tego, że "śmieje się jak dziewczyna".
- Opłaciłaś VOD, czy coś? - Spytał, chwytając za pilota.
- Myślisz, że będziesz siedzieć tu cały weekend i oglądać filmy, dupku?
- I seriale? I miksować drinki do gry w "Pijesz za każdym razem gdy Gene Hunt zagrozi komuś przemocą fizyczną"? - Dodał. - Kupiłem na przecenie DVD z "Życiem na Marsie" i mam zamiar je obejrzeć!
- Widziałeś ten serial już dwa razy. - Westchnęłam, zrezygnowana. - Jakim cudem ty nie jesteś studentem?
- Myślę, że imprezowanie i oglądanie seriali nie gwarantują wpisu. - Wyszczerzył się.
Cieszyłam się w duchu, że jest w remisji w okresie czystki. Pierwsze takie 'święto' spędziliśmy razem nie z chęci, a z konieczności. Musiałam całą noc pilnować, żeby nie wybiegł na ulicę w swoim samobójczym nastroju. Od tej pory obiecałam mu, że kiedy usłyszymy syreny nie odstąpię go na krok. Z czasem jego pobyt u mnie stał się naszym małym rytuałem. Robiliśmy wyżerkę, drinki i oglądaliśmy filmy leżąc na wielkiej stercie koców, pierzyn i poduszek. W sumie to był nasz ulubiony sposób spędzania świąt wszelakich.


Cecil wyszedł po jakichś trzech godzinach, a ja spokojnie mogłam oddać się moim rytuałom. Wosk, maseczki, balsamy, manicure, makijaż, układanie włosów... Relaksowało mnie to, robiłam to już na autopilocie i mogłam pozwolić myślom na swobodne dryfowanie. W końcu mogłam włożyć na siebie bieliznę, tym razem klasyczną czarną koronkę i pończochy ze szwem. Spięłam włosy w kok, którego mogłam pozbyć się jednym ruchem i ubrałam śliczną garsonkę.
Kiedy przemierzałam miasto nie rzucałam się w oczy w żaden sposób. Kilku mężczyzn zawieszało na mnie wzrok, ale skromny ubiór nie pozwalał im snuć żadnych przypuszczeń. Dla nich byłam po prostu poza zasięgiem portfeli, dlaczego więc nie miałabym ukrywać się poza zasięgiem ich wzroku?
Kiedy wchodziłam do biurowców nie brali mnie nawet za sekretarkę, dekolt był niewystarczająco prowokujący, a spódniczka o kilka cali zbyt długa.
Wsiadłam do windy i nim zamknęły się za mną drzwi, w środku znalazło się jeszcze dwóch biznesmenów.
Odruchowo zerknęłam najpierw na ich garnitury, następnie na zegarki, kończąc na pośladkach. Ignorowałam natomiast obrączki - tak jak oni ignorowali je, kiedy zahaczały przypadkiem o moje koronki.
Zerknęłam na telefon upewniając się co do nazwiska klienta. Kilka ostatnich pięter zajmował hotel, miałam przyjemność poznać pana Lafayette (mało kreatywny w wyborze fikcyjnych nazwisk) zajmującego apartament 116A.
Miałam nadzieję, że wyrobię się do domu przed północą, kolejna całkiem zarwana noc byłaby już ciężka do przykrycia makijażem.

4 komentarze:

  1. JAK SŁODKO <3333 Cecil taki uroczy ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ktoś tu pisał "tatuaże"?! *.*Proszę mi go przechować! Tuż przed syrenami wpadniemy z Danielem. :D

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony