piątek, 25 lipca 2014

never good enough

6.05.2022

-Na stoliku zostawiłam Ci pocztę. Masz tam rachunki za telefon, internet i jakiś świstek z Emory. 
Emory. Uniwersytet Emory. Drżącymi rękoma podniosłam kopertę. Błagam, błagam. Powtarzałam w myślach, podważając kopertę nożykiem, który położyła obok. Przecież nie napisaliby, gdyby mnie nie przyjęli... Uśmiech cisnął mi się na usta, zanim doczytałam wiadomość do końca. Zerknęłam na mamę. Nawet gdybym jej powiedziała, nie dotarłoby to do niej. Nie docierało do niej nic, prócz prostych komunikatów odkąd ukończyłam siedem lat. Mimo regularnych wizyt u psychiatry i kilku tygodniowego pobytu w Piedmont Hospital nie udało się z nią nawiązać kontaktu. Żyła we własnym świecie, może to i lepiej dla niej... Przeniosłam wzrok na babcię, której wyraz twarzy wcale mnie nie zaskoczył. To zabawne, ale wiedziałam co zaraz powie. 
- Powinnaś pojsc - nie dokończyła -... i podziękować. 
Jej rozkazujący ton głosu nieco mnie rozbawił. Rozbawiał mnie odkąd pamiętam. 
- Dziękować mogę tylko i wyłącznie sobie. 
- Jak śmiesz… - rzuciła szmatką do polerowania szkła i zniknęła w drugim pokoju. Wzruszyłam ramionami. Poszła się modlic. Traktowała mnie jak antychrysta od momentu, w którym uznałam, że nie chcę należeć do wspólnoty metodystów. Do żadnej wspólnoty. Modliła się za mnie, żebym koniec końców zeszła na właściwą drogę i za matkę, żeby znów była taka jak dawniej. Jak dawniej. Z perspektywy czasu trudno mi było sobie przypomnieć jaka właściwie była dawniej. Promienie słońca delikatnie padały na jej alabastrową twarz pozbawioną zmarszczek. Wpatrywała się w pustą przestrzeń przed siebie. Czułam się za nią odpowiedzialna. Studia, specjalizacja z zakresu psychiatrii - to wszystko było po części dla niej. O ile nie tylko i wyłącznie dla niej. Moje życie już dawno zeszło na drugi plan. 


27.10.2022

Schodziliśmy w dół krętymi schodami. Z każdym krokiem robiło mi się coraz słabiej. No już, uspokój się, to Twoja chwila prawdy. Nicholson idący tuż obok mnie miał kamienny wyraz twarzy. Zdezorientowana postanowiłam wziąć z niego przykład. 

Jeśli sprawiasz wrażenie słabej, momentalnie taka się stajesz. 

Zacisnęłam zęby. Prowadzący po pewnym czasie przestał rzucać ukradkiem spojrzenia w moją stronę. Byłam przekonana, że kilka minut wcześniej sprawdzał czy nie zemdleję. - Kobiety w prosektorium to rzadkość. - mruknął pod nosem. Mój partner, Leoś, parsknął. Czułam wewnętrzną złość, co prawda nie tak silną, by potocznie powiedzieć, że miałam ochotę go zabić - tutaj trzeba uważać na takie myśli - ale tak, czułam złość. Patolog zaczął przytaczać nam jakieś podręcznikowe regułki. Wyłączyłam się kompletnie, ze świadomością, że kilka tygodni wcześniej przestudiowałam całą anatomię Gray’sa. Myśl o dotykaniu martwego ciała mnie odrzucała. Zamknęłam oczy, próbując wyobrazić sobie coś przyjemniejszego. Byłoby łatwiej, gdyby nie ten zapach. Otworzyłam usta w celu zaczerpnięcia powietrza. 
- Panno Archer, czy byłaby Pani na tyle łaskawa, by chociaż udawać, że to co mówię jest interesujące? Otworzyłam oczy, uświadamiając sobie momentalnie, że musiałam dziwnie wyglądać z zamkniętymi oczami i otwartą buzią. 
- Przepraszam Panie Eben. - wybąkałam. 
- Myślę, że to ożywi waszą dwójkę. - wysunął z kostnicy metalowe łóżko, na którym leżał czarny pokrowiec. - No? Kto pierwszy? Nie wyrywajcie się tak. Grace, podejdź.

7 komentarzy:

  1. podoba mi się :D twoje postaci zawsze są takie ambitne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba. Jak ja daaaaaawno niczego Twojego nie czytałam :o Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się tak słodko, a tu nagle ból ._. Z niecierpliwością czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co jest strasznego w krojeniu zwłok. Zwłoki są takie smaczne... Om nom nom.

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony