niedziela, 27 lipca 2014

Actress

Zerkałam we wsteczne lusterko, usiłując dostrzec twarz taksówkarza z tylnego siedzenia. Był facetem po pięćdziesiątce, zadbanym i uśmiechniętym. Znałam go z widzenia, niezbyt wielu taksówkarzy pracuje regularnie na nocną zmianę, ale on był jednym z nich. Ceniłam sobie jego profesjonalizm. Wymieniliśmy kurtuazyjne kilka zdań, a on nie zanudzał mnie opowieściami o tym, jak to dobrze prowadzi się, gdy nie ma ruchu, jak teraz. Zawsze dawałam mu jakiś, choćby niewielki napiwek, a on zawsze uśmiechał się grzecznie i życzył mi udanej nocy.
Wysiadłam pod Operą,ciągnąc za sobą małą, czarną walizeczkę. Dochodziła jedenasta w nocy, pomimo to Atlanta jaśniała blaskiem miliona latarni, których światła odbijały się od szkła i metalu z jakiego została stworzona. Nie byłam pewna, czy chłód, który odczuwam zawdzięczam pogodzie, czy jedynie wrażeniu, jakie sprawia na mnie to miasto. Przeprowadziłam się tu zaledwie cztery lata temu i w głębi duszy nadal czułam się tu obco.
Opera była miłą odmianą. Znałam to miejsce od podszewki. Pomimo swojego położenia w ścisłym centrum, był to niewielki, ceglany budynek otoczony zielenią i niewielkimi, nieco kiczowatymi rzeźbami. Moją ulubioną był kamienny lew, sąsiadujący z fontanną, która o tej porze była delikatnie podświetlona. Spojrzałam na swoje niewyraźne, ciemne odbicie i uśmiechnęłam się do siebie. Tej nocy miałam być tutejszą gwiazdą, nie było tu miejsca na rozczulanie się. Głęboki oddech przywrócił mi jasność myślenia i pewność siebie.
Przed Operą zaczęli zbierać się już ludzie. Podjeżdżały kolejne limuzyny z których wysiadali mężczyźni przedstawiający się jako biznesmeni i kobiety przedstawiające się jako ich narzeczone. Patrzyłam na niektóre z nich z rozbawieniem, pamiętając jak zaledwie kilka dni temu były narzeczonymi zupełnie innych mężczyzn.
Weszłam do budynku drzwiami przeznaczonymi dla upoważnionych. Tej nocy nie musiałam uśmiechać się na czerwonym dywanie, ani mijać ochrony z wyższością. Mogłam całkiem spokojnie zaszyć się w garderobie i przygotować do występu.


Miałam wprawę w robieniu się na bóstwo. Po zaledwie pół godziny wyglądałam nienagannie. Suknia z prowokującym dekoltem, sięgała do samej ziemi, pomimo moich piętnastocentymetrowych szpilek. Włosy opadały mi na ramiona lekkimi falami. Spojrzenie podkreślał wieczorowy makijaż.
- Jacks, ile jeszcze będziesz tam siedzieć? - Usłyszałam zniecierpliwiony, męski głos.
- Przymknij się, suko. - Rzuciłam, pieszczotliwym tonem. Cecil przywykł do tego, że im bardziej go lubiłam, tym ostrzejszy miałam język.
- O której masz wyjście? - Zapytał, bez ogródek wchodząc do mojej garderoby. Nie przejmowałabym się tym nawet, gdybym była nadal naga. Cecil był niemalże zbyt pedalski, by egzystować.
- Nie komplementuj mnie przed pierwszym drinkiem. - Ostrzegł. Zlustrował mnie od stóp do głów, po czym poprawił kilka kosmyków na mojej głowie. - Wyglądasz jak ekskluzywna szmata. - Posumował.
- Dziękuję. - Zaśmiałam się. Bawił mnie jego ton konesera kobiet. - Do której tu dziś będziesz?
- Za barem? Powinienem o czwartej zejść, ale do szóstej zejdzie mi tu ze wszystkim. - Bezczelnie wepchnął się przed lustro i poprawił włosy.
- Pewnie jeszcze tu będę. Mam dziś tylko jedno zlecenie, pewnie złapię coś na miejscu. Powinno mi pójść szybko. - Dodałam odrobinę pudru na dekolt, podczas gdy barman podkradł mi złoty eyeliner. Nie ganiłam go już za to, czasem jedynie z przekąsem zauważałam, że wygląda jak skończona ciota.
- Widzimy się o piątej na zapleczu? - Spytałam, całując go w policzek.
- Dzwoń, jakby coś się działo. - Odparł. To był jego sposób na powiedzenie "Kocham Cię, Siostra."

Weszłam do hallu jednymi z bocznych drzwi, od razu wtapiając się w tłum. Kilku mężczyzn posłało mi przychylne spojrzenia, kiedy mijałam ich wolnym krokiem kierując się ku balkonom. Wiedziałam, że błysk w ich oku nie jest spowodowany wyłącznie światłem odbijającym się od gigantycznego, kryształowego żyrandola wiszącego na środku sali.
Opera była najbardziej luksusowym klubem nocnym w Atlancie. Powstała w budynku dawnego teatru. Z początku, zwykły klub tętnił życiem studenckim. Przed kilku laty odrestaurowano go, zachowując w całości operowy klimat pełen przepychu i blichtru. To tu, na organizowanych co piątek prywatnych przyjęciach odbywały się najważniejsze rozmowy polityków, biznesmenów i wszystkich tych szemranych gości. Nie interesowała mnie ich filozofia życiowa, ani etyka ich zachowań. Nie słuchałam nawet, gdy opowiadali mi o ustawach, które lobbują, czy sędziach, których przekupują.
Całą noc myślałam tylko o zawartości ich portfeli. Zwłaszcza w chwilach, gdy pakowałam się z nimi do samochodu i jechałam do pięciogwiazdkowego hotelu, by podarować im najlepszą noc ich życia.
Myślałam o zawartości własnego, gdy wzywałam taksówkę i wracałam na zaplecze Opery, by doprowadzić się do porządku i upolować kolejnego desperata gotowego wydać na mnie całą pensję.

4 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony