sobota, 26 lipca 2014

feminine forsit

Bawiły mnie ich prymitywne przebłyski osobowości rodem samców alfa spotykane praktycznie każdego dnia. Od dawna zbierałam się na odwagę, by zwrócić uwagę chociażby jednemu z nich. Wcześniej udawałam, że nie zwracam na to uwagi. Ile można. Po zsumowaniu czasu, w którym nagminnie pozwalali sobie na patrzenie nie w te oczy, w które powinni, wyszłaby niebagatelna suma - kilka … godzin

Kilka godzin wpatrywania się w cudzy biust. 

Nie byłam do końca pewna czy moje poirytowanie było powodem niewyspania czy też wrodzonej nerwicy. Bez słowa wyrwałam na korytarz, w celu poszukiwania najbliższej toalety. Nie mogłam publicznie obnosić się z przyjmowaniem leków na uspokojenie, a na pewno nie wśród ludzi, którzy rozróżniali praktycznie większość pigułek. Zamiast tabletek powinnam nosić przy sobie bieliznę. Westchnęłam zakładając bawełniany sweter. 

Gdy wróciłam, Leo zlustrował mnie zaniepokojonym spojrzeniem.
 - Wszystko w porządku? 
Otworzyłam buzię w celu pochłonięcia czasu potrzebnego na dobór odpowiednich słów. 
- Yyyyy… tak… to znaczy nie do końca, ale … pogadamy później? 
- Czemu później, jak możemy teraz? - uniósł brwi w kierunku jednego z najstarszych profesorów, wykładających na naszym wydziale. Staruszek nie do końca wywiązywał się ze swoich obowiązków, a już na pewno nie zdawał sobie sprawy, że jego wątły głos nie docierał do ostatnich miejsc, które zajmowaliśmy oczywiście my. 
- Okey... - zaczerpnęłam powietrza, starając się mówić dostatecznie głośno i odpowiednio cicho, żeby nikt inny nie mógł nas usłyszeć - Patrzysz... w mój... dekolt. 
- Wybacz. Jestem facetem… - marne usprawiedliwienie - Nie nosisz stanika. 
Zrobiłam oburzoną minę. Cóż za spostrzegawczość.
- Nie zmienia to faktu, że patrzysz w mój biust! 
W sali zrobiło się małe poruszenie, uświadomiłam sobie, że powiedziałam to zbyt głośno. Brodaty Cooleman parsknął śmiechem, a Leo zalał się rumieńcem. Wbiłam wzrok w ziemię, licząc do dziesięciu. 1,2,3... Najchętniej wybiegłabym z sali, ale nie mamy po dziesięć lat. 4,5,6...
- Grace Archer? Czy chciałaby Pani coś dodać? 
Zamarłam w bezruchu, mrużąc oczy i kierując wzrok w niewielką, białą tablicę, na której zapisywał ważniejsze terminy.
- Właściwie to tak… Na tablicy jest... błąd. Powinno być... Ligamenta Suspensoria Mammae, więzadła wieszadłowe sutka, nie 'ligamente suspensoria memmae'. 
Starzec poprawił okulary doszukując się wspomnianego błędu. O ironio, pomyślałam. 
- Spróbuj sam ponosić, to zrozumiesz, czemu zrezygnowałam. - szepnęłam Leo. 
- Są… całkiem ładne. Nie boisz się, że... obwisną? Grawitacja eee... robi swoje.
Uśmiechnęłam się pod nosem, traktując to jako komplement. 
- Nie powinieneś się tak o to martwic. 


Takim oto sposobem stałam się obiektem pożądania połowy mężczyzn z mojej grupy. Przez resztę zajęć cierpliwie znosząc domorosłe docinki ze strony Cooleman’a, który, co ciekawe jest najstarszy z grupy, dwuznaczne propozycje i głupawe uśmieszki. Niby tak ambitny kierunek, a wypełniony stadem napalonych szympansów. Pomijając mnie oczywiście. Mimo wszystko lubiłam tam przebywać. Atmosfera, choć nie wiadomo jak spaczona i pozbawiona wszelkich zasad moralnych, co... jak na przyszłych lekarzy było dość niepokojące, była znacznie sympatyczniejsza niż ta, którą miałam w domu. Zmartwiona spojrzałam za okno i na zegarek. Zostało niecałe dziesięć minut do końca zajęć. Skopiowałam potrzebne materiały i wydrukowałam ostatnie dziesięć kartek. W bibliotece Emory każdy miał przydzieloną ilość na miesiąc. Był to swego rodzaju system oszczędności, bo mimo iż uczelnia posiadała miano prywatnej, opłaty ratalne nie wystarczały na pokrycie potrzeb wszystkich studentów. Nie przeszkadzało mi to tak bardzo jak pogoda za oknem. Od ponad dwóch tygodni nie widziałam słońca. 


5 komentarzy:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony