środa, 4 lutego 2015

Liquor on your lips makes you dangerous

 Godzina szósta trzydzieści.
Jest szaro i zapowiada się na cudowny, deszczowy dzień w tym smutnym mieście. O tej godzinie chyba tylko zachodnioeuropejskie stolice potrafią wyglądać jakkolwiek optymistycznie. (Nie ty, Londynie.)
Po tym jak wysiadłam z taksówki po drugiej stronie mostu, wolałam zwykle przespacerować się te pół kilometra do Opery.
Zwracałam na siebie uwagę niebotycznie wysokimi, koronkowymi szpilkami, ale nic poza tym i zawartością mojego portfela nie mogłoby zdradzić, że spędziłam całą noc z synem kongresmena.
Od razu wparowałam na zaplecze, zrzucając buty i płaszcz.
- Gdzie Cecil? - Spytałam, poirytowana. Zwykle mogłam liczyć na młodego, wesołego barmana i jego idealne mojito. Zamiast tego Erwin, pomocnik obecnego barmana posłał mi zmęczone spojrzenie. On też był na nogach całą noc, choć nie mógł liczyć na moje stawki.
- Nie wróci, pogódź się z tym. - Rzucił.
- Wszyscy wracają. Wcześniej, czy później, ale wszyscy. - Wzruszyłam ramionami i boso, sama poszłam zrobić sobie tego cholernego drinka.
Był zbyt mocny, ale skutecznie zabił smak taniej gumy do żucia, od której byłam praktycznie uzależniona. Wypiłam jeszcze jednego, nim w końcu ruszyłam na górę, odespać choć chwilę.

Około czternastej dopiero zaczynałam swój dzień na dobre. Prysznic i doprowadzenie się do stanu używalności trwało dwie godziny. Nie spieszyłam się donikąd, byłam umówiona dopiero na dwudziestą w galerii sztuki współczesnej. Zaproszenie na event przykleiłam do lustra -
czerpany papier z płatkami lawendy, kaligrafia krwistym, burgundowym tuszem...  Wiedziałam, że tego wieczora będę musiała ubrać swoją najlepszą czerwoną suknię bankietową i prezentować się jak miliard dolarów. Dziewczyny za milion zostaną potraktowane jak przystawki.
Uwielbiłam tego typu wydarzenia, zwłaszcza, kiedy część mężczyzn znałam bliżej. Traktowali mnie zwykle jak dzieło sztuki, wystarczyło więc przechadzać się powoli, spoglądać na nich spod rzęs i co jakiś czas poprawiać makijaż. Ozdoba przyjęcia musi się odpowiednio prezentować.
Pan Gabriel Duque zaprosił mnie nagle, ale nie śmiałam odrzucić takiej propozycji. Wiedziałam, że miał stałą dziewczynę w naszych kadrach i, że nie wróciła po czystce. Zgadywałam, że szybko musiał pogodzić się z niewielką stratą, skoro już upatrzył sobie mnie. Byłam młodsza, ale miałam podobną figurę. Prócz tego różniłyśmy się chyba wszystkim. Miałam jednak nadzieję przypodobać mu się, żeby zyskać tak wpływowego klienta.
Czas upływał mi na rozmyślaniach i słuchaniu audiobooka, który ściągnęłam na smartfona. Nie potrafiłam znieść ciszy, ani samotności, dlatego z przyjemnością wsłuchiwałam się w "Amerykańskich Bogów", nakładając na siebie makijaż i czesząc włosy.
Nim jeszcze byłam gotowa telefon przerwał mi rozdział, by poinformować o przychodzącym połączeniu.
- Panie Duque? Oczywiście. Muszę wyznać, że zaintrygowała mnie tematyka wystawy... - Zamieniłam z mężczyzną kilka słów, uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze. Wybrałam neutralną szminkę, decydując, że nie mogę zostawić przypadkiem żadnych śladów na jego ekskluzywnej koszuli. Poza tym, jedyną czerwienią jaką pragnęłam mieć na ustach tego wieczora było półwytrawne wino.

2 komentarze:

  1. Dobrze, ale jak wyglądają koronkowe szpilki, bo nie rozumiem ;-; Bo np. wiem jak wygląda koronkowa bluzka czy coś. Ale te szpilki mnie zastanawiaja lol.

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony