sobota, 24 stycznia 2015

Happy birthday

Prawie zapomniałam. Nie wiem jak to się stało, ale prawie zapomniałam o urodzinach Richarda. Zazwyczaj wszystko miałam już przygotowane miesiąc wcześniej. Tym razem jednak spojrzałam na kalendarz i uświadomiłam sobie, że kolejna rocznica jego urodzin jest właśnie dzisiaj, a ja nie mam prezentu.
Jemu zdarzało się to częściej. Przypominał sobie dopiero gdy następnego dnia robiłam, jak mówił, dramat.

- Znowu zaczynasz? Nie rozumiesz, że mam dużo pracy?
- O zobowiązaniach wobec swoich klientów jakoś nie zapominasz! No tak, ale przecież złożenie mi życzeń nie przyniesie ci zysku. Dlaczego ja w ogóle jestem zaskoczona?
- Tak, przecież ty nigdy o niczym nie zapomniałaś...
- O twoich urodzinach pamiętam zawsze.
- Spieszę się. Nie mam czasu na tę idiotyczną dyskusję.
- Pewnie, idź! Tylko tyle potrafisz! Nie bądź czasem zaskoczony, jak wrócisz do pustego domu.
- Nie masz dokąd iść. Nigdy nie pracowałaś, nawet nie skończyłaś studiów. Nie poradziłabyś sobie beze mnie.


Później przychodził z kwiatami, przepraszał.

- Następnym razem będę pamiętał, obiecuję. Nie gniewaj się już na mnie.
- Nie gniewam się, Richardzie. To ja powinnam ciebie przeprosić. Masz tyle stresu, a ja ci tylko dokładam problemów.
- Nie dokładasz mi problemów kochanie. Powinienem był pamiętać. Nic dziwnego, że się zdenerwowałaś.
- Chciałabym nie być taka dramatyczna. Jak ty w ogóle ze mną wytrzymujesz?
- No już, spokojnie. Nie płacz, kochanie.


Rok później znów nie pamiętał.

Nie mogłam być taka sama. Musiałam szybko przygotować jakiś prezent. Było to jednak ciężkie zadanie, biorąc pod uwagę, że Richard, żyjąc sobie spokojnie w piwnicy, niczego nie potrzebuje. Stwierdziłam więc, że upiekę mu tort.
Ubrałam się i pojechałam na zakupy. Po drodze omal nie przejechałam dwóch mężczyzn z niemowlęciem, którzy niespodziewanie weszli na pasy. A może to ja niespodziewanie wyjechałam zza zakrętu?
Po zakupach wróciłam do domu i zabrałam się za pieczenie.
Dwie godziny później tort był gotowy. Wetknęłam w niego dwie świeczki, czwórkę i ósemkę i zeszłam do piwnicy.
- Pomyśl życzenie, może się spełni - uśmiechnęłam się, stawiając tort przed Richardem. Zdmuchnął świeczki, a ja odkroiłam kawałek ciasta i podałam mu. Zaczął jeść łapczywie. Pozbawienie go śniadania i obiadu okazało się dobrym pomysłem. - Sto lat, Richardzie - powiedziałam. - Zdradzę ci tajemnicę. Nie dożyjesz stu lat. Nie dożyjesz nawet czterdziestu dziewięciu lat.
Spojrzał najpierw na tort, a po chwili na mnie. Zrozumiał.
- Dziękuję - powiedział dziwnym, zmienionym głosem. Dokończył jeść kawałek, po czym sięgnął po następny.
- Cieszę się, że podoba ci się mój prezent - powiedziałam spokojnie, udając wspaniałomyślność. - Żegnaj Richardzie.
Dopiero po zamknięciu drzwi od piwnicy pozwoliłam sobie na wybuch złości. Rozbiłam kilka talerzy i dzbanek, ale to nie pomagało. Jak on mógł cieszyć się z tego, że zrobiłam mu zatrute ciasto? Jak mógł się cieszyć z tego, że umiera? To miało wyglądać całkiem inaczej, miał być przerażony. Tymczasem był wdzięczny.
Mimo że destrukcja naczyń kuchennych nie pomagała, kontynuowałam ją, aż prawie całą podłoga pokryła się kawałkami szkła i ceramiki.

1 komentarz:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony