niedziela, 21 grudnia 2014

Frederick and Karl.

Zapach tytoniu, opium i wypalonych świec wypełniał niewielką salę na poddaszu, w której zwykłem przesiadywać do wczesnych godzin porannych. Na wytartym, ale niezwykle wygodnym szezlongu mogłem w spokoju oddawać się czytaniu książek i listów, które zwykle upychałem pomiędzy stronicami opasłych tomów. Tym razem miałem na kolanach dość obszerną analizę heglizmu z końca XIX wieku, nad którą nijak nie mogłem się skupić po wypiciu trzeciej lampki wina.
- Stracisz tu wzrok. - Usłyszałem niski, męski głos, któremu towarzyszył odgłos kroków na skrzypiących, drewnianych schodach.
- Obawiam się, że tracę tu życie, drogi Fryderyku. - Westchnąłem, nie po raz pierwszy słysząc taką przyganę.
Mężczyzna zaświecił lampę, chylącą się w rogu pomieszczenia. Wtedy dostrzegłem, że niesie tacę z czajniczkiem i dwiema filiżankami. Przysiadł na sąsiadującym fotelu i zerknął z zaciekawieniem na oprawiony w skórę tom, jaki wciąż trzymałem przy sobie.
- Uczysz się. Miła odmiana. - Zauważył.
- Ogłupiam się. Z całym szacunkiem do jego osoby, ale Profesor Bauer mógłby podziałać na rzecz naszego Uniwersytetu i zaprzestać działalności naukowej. - Westchnąłem. Czułem, jak wzbiera we mnie chęć na rozległą krytykę przedstawionych tu argumentów, ale Fryderyk nie wyglądał, jakby był w nastroju na wysłuchiwanie moich wywodów.
Mój przyjaciel był ledwie na drugim roku studiów, ale już mógł się pochwalić dość rozległą wiedzą z zakresu filozofii, stosunków międzynarodowych i historii. Oraz epicką brodą. Trudno było ująć to inaczej.
Był hipsterem, choć w życiu by się do tego nie przyznał i cenił sobie mieszkanie w tej małej bohemie, jaką urządziłem sobie w centrum tętniącego życiem miasta. Tu czas zdawał się stać w miejscu, zawieszony, niczym jak dym z papierosa.
Mieszkaliśmy w dość starej kamienicy, w której sąsiadowały ze sobą księgarnia i pub. Potrafiłem nie wychodzić z budynku całymi dniami, dopóki Fryderyk nie zwracał mi uwagi na to, że powinienem spożywać coś prócz lokalnego kurczaka z frytkami i wina. 
Teraz to ja przyglądałem się mężczyźnie z troską i nie bez ciekawości. Często zastanawiałem się co trapi jego myśli. Powody mogły być różne - od prozaicznej melancholii, po kontemplację upadku cywilizacji.
- Young dzwonił. Pamiętasz Adama Younga? Tego, który prowadził u mnie historię ładu politycznego na drugim semestrze? - Zaczął, nalewając herbaty do obu filiżanek.
- Tego, który dał ci zaliczenie po pierwszym kolokwium, bo podobało mu się, jak odchodzisz od jego biurka? - Uniosłem brwi.
- Nie bądź wulgarny, Karolu. - Skarcił mnie, choć sądziłem, że wspomina o tych zajęciach po to, by sprawdzić, czy nadal pamiętam tę historię. - W każdym razie... Pytał, czy znalazłbym czas, żeby pomóc mu w jego działalności.
- Wspierasz go przecież niemałymi kwotami. - Zauważyłem. Fryderyk potrafił przeprowadzać piękne malwersacje finansowe, o ile znalazł sobie jakiś szczytny cel. Jego rodzice sądzili, że życie w tym mieście jest takie drogie, że nawet nie kwestionowali jego wyliczeń.
- Ma ostatnio jakieś problemy natury osobistej i zależy mu na kimś, kto mógłby zająć się jego sprawami, choć częściowo. Zgodziłem się mu pomóc. - Uśmiechnął się blado do swojego odbicia w parującym płynie.
Zastanawiałem się w jaki sposób potrafi zachowywać się tak pretensjonalnie i niewinnie jednocześnie. Winiłem jego nadmierny idealizm. Był tak szczery w tym co myślał i robił, że trudno było zarzucić mu jakiekolwiek pretensje.
Chciałem już wzruszyć ramionami i rzucić kilka słów o tym, że cieszę się, że jest tak pomocny, gdy spojrzał na mnie badawczo. Czy on...
- O nie... nie wciągniesz mnie w to. Za nic w świecie.

1 komentarz:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony