poniedziałek, 22 grudnia 2014

Lenin

Stałem przy jednej z parkowych ławek, które, jak przystało na tą porę roku były tak mokre, że jedyną możliwością spoczynku na nich było siedzenie na oparciu, z czego skrzętnie korzystał Fryderyk, ogrzewając dłonie kubkiem gorącej kawy. Obok nas krzątała się niewielka kupka psiej sierści na smyczy. Ja paliłem kolejnego papierosa, czekając na to, aż były prowadzący mojego przyjaciela raczy się z nami spotkać. Miał przyjść już jakieś piętnaście minut temu, ale naleganie na to, byśmy po skorzystaniu z akademickiego kwadransa zwiali, było bezowocne.
- Zobaczysz, zaraz tu będzie. - Rzucił młodszy mężczyzna. W zbyt dużej, wełnianej czapce i ocieplanym płaszczu wyglądał na bledszego i poważniejszego, niż w rzeczywistości.
- Co to w ogóle za osobiste problemy, które mu przeszkadzają? Przecież on nie ma życia osobistego. - Westchnąłem, czując jak w kieszeni zaczyna wibrować mi telefon. Zerknąłem tylko na nazwę kontaktu i rozłączyłem się.
- To tylko ktoś z mojej grupy. Łudzą się, że mam jakieś notatki. - Prychnąłem.
- Doprawdy, nie wiem jak ty sprawiasz jakiekolwiek wrażenie pilnego studenta. - Skrzywił się mój rozmówca, dopijając swoją kawę.
- Mówię do rzeczy w odróżnieniu od tej bandy...
- To co innego niż bycie dobrym studentem, wiesz o tym. - Zauważył. - A mówisz, że to ja jestem zbytnim idealistą.
Naszą rozmowę przerwała nadchodząca postać Younga. Nie zauważyłbym go nawet, gdyby coś nie szarpnęło mojej dłoni.
- Lenin, uspokój się! - Pociągnąłem za smycz, kiedy tłusty angielski buldog postanowił merdać całą tylną połową swojego cielska.
- Lenin? - Young uniósł brwi.
- Chciałem nazwać go dyskretniej - Ilicz, ale nie reagował. Właściwie reaguje tylko na dźwięk otwieranej lodówki. - Wzruszyłem ramionami, niezbyt przejęty obecnością mężczyzny. Zgasiłem papierosa na chodniku.
Fryderyk był tym, który wstał i przywitał się z nim z całą swoją kurtuazją. Zawsze był lepszym dyplomatą z nas dwojga. Miał swoje naiwne przekonanie o tym, że należy tłumaczyć i upraszczać wszelkie przekazy, by trafiły pod strzechy. Ja nie mógłbym być mniej poruszony podobnymi przesłankami.
Chwilę szedłem za mężczyznami w nieznanym sobie i Leninowi kierunku, pogrążony w myślach. Nie docierały do mnie ich słowa, z resztą byłem pewien, że Fryderyk powtórzy mi je niejednokrotnie.
Dotarliśmy do domu mężczyzny, który nie wydawał się być zbyt tętniący życiem jak na podziemie rewolucyjne. Lenin wylądował w mojej torbie na ramię. Często przebywał tam jako szczeniak, w czasie moich rowerowych wycieczek po mieście, więc wydawał się nie być tym specjalnie przejęty. Oglądał wystrój równie nieporuszony, co ja.
Nim usiedliśmy w gabinecie, minęliśmy dwóch mężczyzn, w tym jednego z dzieckiem na ręku. Nie do końca wiedziałem co tu jest grane. Nie do końca chciałem wiedzieć.
W końcu jednak zmusiłem się do wysłuchania żałosnej opowieści o tym, że nasza pomoc będzie nieoceniona. Adam wyszedł po coś na chwilę, a ja spojrzałem na Fryderyka udręczony.
- Co o tym myślisz? - Zapytał niepewnie, jakby oczekując w odpowiedzi jedynie głośnego narzekania.
- Jakie to ma znaczenie? - Wzruszyłem ramionami.
Leninowi nie spodobał się ten gest, oparł więc swoje tłuste łapki na moich kolanach.
- Jeśli nie masz ochoty...
- Nie mam ochoty zostawiać cię z tą zgrają niezorganizowanych dzieciaków. - Przewróciłem oczami. - Pomogę Ci.

2 komentarze:

  1. XDDD "Chciałem nazwać go dyskretniej". Oj, już nie udawaj, Karolu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pies w torebce!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony