czwartek, 25 grudnia 2014

Mad and Crazier.

Przez chwilę patrzyłam na nowe zapasy w kuchni Adama, skołowana. Byłam prawie pewna, że z jego związku z Cecilem nie mogło wyniknąć nic aż tak niespodziewanego, ale kto wie, gdy zadajesz się z ludźmi Graya. Cały pomysł wydawał mi się mocno szalony.
Kiedy tak siedziałam na parapecie z kubkiem gorącej herbaty i całym dzbankiem tejże u mego boku do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn.
"Para." Oceniłam po pierwszym rzucie okiem. Za mało podobni na braci, zbyt upodobnieni na znajomych.
- Chcecie herbaty? - Zaproponowałam. - Tak w ogóle to Mad. Maddison. Ale możecie nazywać mnie jak wam się podoba. - Uśmiechnęłam się do nich.
Jeden z mężczyzn właśnie odkładał na podłogę niewielkiego buldoga angielskiego, który niezdarnym krokiem podbiegł do moich stóp, by je obwąchać.
- Jestem Fryderyk. To jest Karol. - Przedstawił ich, po czym uścisnął moją dłoń.
- A ten mały? - Zapytałam.
- To Lenin. Ale możesz mówić na niego Ilicz, jeśli nie chcesz, żeby pobili cię na mieście gdy go wołasz. - Rzucił Karol, biorąc sobie filiżankę i nalewając herbaty. Nie, jednak nie sobie. Swojemu chłopakowi.
Fryderyk usiadł na krześle barowym i z wdzięcznością zatopił usta w gorącym płynie.
- Nazwaliście psa Ilicz Lenin? - Uniosłam brwi. Machałam lekko stopami, kiedy zwierzak zainteresował się nimi zbytnio i zaczął podskakiwać, by złapać zębami za sznurówki.
- To jakiś problem? - Karol oparł się o parapet obok mnie, jak gdyby znał mnie dłużej niż dwie minuty.
- Po prostu nie sądziłam, że poznam w tym domu kogoś bardziej lewackiego od Adama. Gratulacje. Powinniście dostać jakieś ciasteczka, czy coś w tym rodzaju. - Uchyliłam najbliższą półkę, by zerknąć czy nie ma tam herbatników, ale jedyne co dostrzegłam to naczynia, a wśród nich butelki dla niemowląt.
- O co chodzi z tym dzieckiem? Wiecie o co  chodzi z dzieckiem? - Zapytałam, skołowana. Właśnie wtedy do kuchni zszedł Cecil.
Facet wyglądał jakby przejechał po nim walec. Dosłownie i w przenośni. Miał podkrążone oczy, był blady jak postać z filmów Burtona, a jego włosy odstawały w nieładzie, który można by uznać za artystyczny dwa dni temu. Na rękach miał niewielkie zawiniątko, które wyglądało jak pluszowy koc, gdyby nie czapeczka wystająca z brzegu.
- Hej. - Rzucił cicho, nie patrząc nawet na nas, po czym usiadł w kącie, kładąc na kolanach niemowlę.
Zaraz za nim wszedł Adam, Charlie, William i Marcelinka, która z zachwytem spoglądała na najmłodszego przedstawiciela gatunku w tym pomieszczeniu.
Martwił mnie widok Cecila. Miałam ochotę zadać milion pytań i jednocześnie milczeć, by nie poruszyć koszmarnych wspomnień, jakie go dręczyły.
Wszyscy milczeli w napięciu, patrząc to na dziecko, to na innych, poszukując odpowiedzi.
Adam zajął się przygotowaniem mleka dla dziecka w milczeniu. Wzrok wszystkich znalazł się w końcu na jego plecach, gdy podawał butelkę Cecilowi, po czym szepnął mu coś na ucho. Młodszy mężczyzna wyszedł wraz z tą żywą zagadką wymagającą od niego posiłku. Marcelina spojrzała pytająco na ojca, po czym po jego niemej zgodzie również wyszła.
Nikt nie chciał przerwać ciszy. Nikt, prócz naszego nowego znajomego.
- Przepraszam, może to dziwne pytanie, ale uzupełnijcie moją wiedzę z zakresu biologii. Jak dwóch mężczyzn ma dziecko z przypadku? - Zmarszczył brwi.
- To dłuższa historia. - Adam wzruszył ramionami, jakby odganiał od siebie nieprzyjemne wspomnienie. - Znaleźliśmy je. Cecil twierdzi, że ktoś podrzucił je specjalnie, żeby on je znalazł. - Zaczął.
- Cecil prawie nie mówi, jak na Cecila. - Zauważyłam, nieco zmartwiona.
- Znaleźliśmy ciało jego siostry.
- Znaleźliście zaskakująco wiele.
Przez chwilę patrzył na mnie w napięciu, chcąc powstrzymać grad pytań nim ten padnie z moich ust, ale dla niego nie miałam akurat taryfy ulgowej. Jeśli chciał być buźką rewolucji, powinien był wiedzieć czego będzie się od niego wymagać.
- Wróciliśmy do mieszkania jego siostry po kilka rzeczy. Ktoś podrzucił tam po czystce jej ciało i tą małą. Charlie twierdzi, że ma zaledwie kilka dni, możliwe, że urodziła się w czystkę. Jest zdrowa, była tylko wychłodzona. - Tłumaczył z cierpliwością.
- Znaleźliście dzieciaka i postanowiliście go zabrać? Nie dzwoniliście, no nie wiem? Na policję? - Uniosłam brwi.
- Jakby oni mogli coś zdziałać. - Prychnął Karol. Lenin podbiegł do niego i usiadł na czubkach jego butów z zadowoleniem.
- Więc lepiej porywać dziecko?
- Nikt tu nikogo nie porywał. - Odezwał się Charlie.
- Nie próbowaliście nawet ustalić czyje to?
- Proszę, zachowujcie się spokojnie. - William spojrzał na nas z powagą. - Adam robi co może, by właśnie to ustalić, ale to nie jest teraz nasze główne zmartwienie. Kiedy on będzie zajęty tą sprawą, my będziemy musieli pomóc rodzinom, które najbardziej ucierpiały w ostatnich dniach...
- Myślisz, że co innego robiłam? Mam slumsy w jednym palcu. Ale racja, przydałoby mi się kilka osób. - Westchnęłam.
- Czym dokładnie się zajmujesz? - Fryderyk odezwał się w końcu, zainteresowany.
- Na początku pomagałam przy identyfikacji zwłok, odnalazło się też kilka osób, które wróciło do rodzin. Teraz pomagam tym, w których zginął główny żywiciel, staram się ustalić kto jest najbardziej potrzebujący, zapewnić podstawową żywność... - Tłumaczyłam w pośpiechu. - To praca jak z cywilami na wojnie. Znajdujesz potrzebujących i robisz co możesz. Każdy przypadek jest inny. Trzeba trochę siły, może jakiś samochód i chęci.
- Dobrze, Maddison zajmuje się slumsami. Co z resztą miasta? Wiem, że służby porządkowe zajęły się ciałami i zniszczeniami. - Ustalał William.
- Tam trudniej raczej dotrzeć do poszczególnych rodzin. Ktoś powinien zająć się raczej młodymi. Po koszmarach czystki łatwiej przemówić im do rozsądku, kto wie ile osób będzie chciało przyłączyć się do ruchu oporu. - Adam rozglądał się po nas.
- Jesteś brutalny, Young. Manipulować młodymi umysłami, które ciągle są w szoku po tym co przeżyły? Podoba mi się to. - Karol uśmiechnął się nieco zbyt szeroko jak na tą wizję.
- Mógłbyś to robić?
- Fryderyk mógłby. Jakby nie miał swoich delikatnych skrupułów.
Fryderyk zmarszczył nieco brwi.
- Jak do nich dotrzeć? - Zapytał.
- Musimy rozpowszechnić trochę materiałów o tym gdzie i kiedy się spotkamy. Coś dyskretnego, na wypadek gdyby ...


Przestałam słuchać tego wywodu i skierowałam się poza kuchnię, przepraszając mężczyzn po drodze. Weszłam po schodach na górę i szybko odnalazłam Marcelinę, Cecila i bezimienną dziewczynkę, siedzących na łóżku.
- To nie jest dziecko twojej siostry. Kitty nie była w ciąży, gdy ją ostatnio widziałam. - Powiedziałam, raczej do siebie niż do niego.
- Pamiętasz Missy? - Zapytał. 
Rzeczywiście, kilka miesięcy temu zniknęła z Opery. Nie znałam powodów jej odejścia. Sądziłam, że to kolejna głupiutka dziewczynka, która postawiła się szefowi w sypialni. Jeśli była w ciąży i nie chciała jej przerwać, to bezsprzecznie ją za to wyrzucili.
- Myślisz, że to jej córka?
Trudno było powstrzymać się od patrzenia w te wielkie, jasne oczy dziewczynki.
- Nie wiem. Nie wiem. Nie jestem pewien. To... miałoby sens, prawda? - Pokręcił głową.
- Próbowałeś się z nią kontaktować? Może przeżyła? Może po prostu porwali dziecko, żeby ją nastraszyć? - Dopytywałam się, ale tym razem nacisnęłam zbyt mocno. Cecil znieruchomiał w napięciu i nie odzywał się dłuższą chwilę. Wspomnienie okoliczności zniknięcia Missy musiało przypomnieć mu o siostrze.
Byłam cierpliwa. Czekałam, aż nieco się rozluźni i dopiero wtedy zmieniłam temat
- Mogę? - Zapytałam, wskazując na niemowlę. 
Pozwolił mi wziąć ją na ręce. Była tak mała, że trudno było mi uwierzyć, że sama podobnie kiedyś wyglądałam. Wieki temu. W innym życiu.
Patrzyłam na nią, jakby miało to zdradzić mi jej historię. Nie byłam jednak w stanie wyciągnąć niczego konkretnego ani od Cecila ani od Adama. Został mi tylko widok drobnej dziewczynki.
- Myśleliście nad imieniem?
- Ciągle myślę o niej "Kitty." - Zdradził Cecil.
- Cathy. - Celowo przekręciłam to imię, by odsunąć jego myśli od niedawno przebytej traumy. - Cathy do niej pasuje. Catherine.
- Może... - Wzruszył ramionami.
Marcelina natomiast uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo i skinęła głową.
Odłożyłam małą i zbiegłam na dół w przypływie głupiego pomysłu.
- Charlie! Charlie musimy natychmiast porozmawiać. - Oznajmiłam, niemal wyciągając mężczyznę z kuchni siłą. Rozmawialiśmy na korytarzu, nie przejmując się tym, że reszta ferajny nas słyszy.
- Coś się stało? - Jak na lekarza przystało, błyskawiczne reagowanie było jedną z jego największych zalet.
- Jak szybko zdołasz podrobić dokumentację medyczną? - Zapytałam.
- Co takiego? - Zdziwił się.
- Znam Cecila dłużej niż rok. Są na to świadkowie. Puściłam się z nim po pijaku i zaszłam w ciążę. Ukrywałam ją. Nie mamy wspólnych znajomych, którzy widzieliby mnie w ciągu ostatniego pół roku. Urodziłam zdrową dziewczynkę. Catherine Alpert, albo lepiej Catherine Bates. Odebrałeś poród w czystkę. Wy wszyscy jesteście tego świadkiem - Oznajmiłam głośno i wyraźnie. - Potrzebuję tego w dokumentacji medycznej do końca tygodnia. Tyle mamy czasu na rejestrację nowego obywatela, prawda?
- Co to za szalony pomysł? - Adam zmarszczył brwi.
- Chcecie, żeby jakiś niezadowolony tatuś ubił córeczkę za rok?
Milczenie wystarczyło mi za odpowiedź.
- No, to do roboty nim ktoś odkryje ten przekręt.

2 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony