poniedziałek, 13 października 2014

 Od czystki minęło zaledwie kilka dni, a mój piękny kraj otrząsnął się już z katharsis jakie przyniosło mu wymordowanie niemal ośmiu procent mieszkańców. Prócz kilku par oczu w których nadal dostrzec można było łzy, ludzie zdawali się zachowywać jak gdyby nigdy nic. Kłamstwo, utkane wokół naszego społeczeństwa w oczach władz spajało nas. Ja widziałem to raczej jako zbiorową halucynację - wszyscy dzielnie udawaliśmy, że to wszystko wcale zaraz nie runie.
Nie chcąc separować się od reszty społeczeństwa, jak reszta przykleiłem do ust wystudiowany uśmiech i wyszedłem z domu, depcząc przy okazji zwiędły bukiet niebieskich kwiatów, zalegający przy wycieraczce.
Kiedy tylko znalazłem się na zewnątrz pożałowałem, że nie wziąłem ze sobą okularów przeciwsłonecznych, jakkolwiek pretensjonalne miałbym w nich wyglądać dwudziestego piątego marca. Dzień był jednak wyjątkowo pogodny, a powietrze wypełniał słodki zapach kwiatów i ciastek z pobliskiego rzędu sklepów. Przejrzałem zawartość swojej kieszeni i uznałem, że kupienie sobie babeczki nie będzie dużym grzechem ani przeciw mojemu budżetowi, ani przeciw diecie, której z resztą i tak nie przestrzegałem zbyt rygorystycznie.
Jadłem po drodze i złapałem najbliższy autobus, nie mogąc dłużej zwlekać z dotarciem.
***
Wszechobecne lustra i przestronne okna były jedynym co lubiłem w mieszkaniu mojego brata. Mogłem z nich oglądać niemal całe miasto i oddać się cudownemu poczuciu wolności, choć miałem świadomość jak złudne było ono w tym miejscu. Obserwując właśnie dzielnicę w której mieszkałem mimowolnie spojrzałem w oczy odbijające się w szybie.
- Dlaczego się nie odzywałeś? - Usłyszałem głos pełen wyrzutów.
- Ciebie też miło widzieć, braciszku. - Wyciągnąłem ręce z kieszeni i odwróciłem się w stronę mężczyzny. Różniło nas niemal wszystko - ja chodziłem w znoszonym jeansie i koszulach flanelowych, on w garniturach wartych tyle, że nie potrafiłem nawet zobrazować sobie w pierwszej chwili niektórych kwot. On - gładko ogolony, wypielęgnowany; ja - z kilkudniowym zarostem i bałaganem na głowie. Mimo tego, przez pierwsze dwanaście lat życia myliła nas nawet własna matka. Gabriel był bowiem moim bliźniakiem.
- Dzwoniłem do Ciebie. - Oświadczył. Na próżno było szukać w jego głosie braterskiej miłości.
- Przepraszam, moja sekretarka widocznie zapomniała mi przekazać twoich wiadomości. - Odciąłem się, sarkastycznie.
- Powinieneś ją zwolnić. - Przewrócił oczami. Czasem nie byłem pewien, czy żartuje, czy rzeczywiście jest aż tak oderwany od rzeczywistości.
- Ty powinieneś zwolnić swojego detektywa. Następnym razem jeśli będzie próbował śledzić mnie w czystkę, przestrzelę mu stopę. - Oparłem się o szybę i założyłem ręce na piersi.
- Martwiłem się o Ciebie. - Gab usiadł w fotelu i spojrzał na mnie nad wymiar protekcjonalnym wzrokiem.
- Następnym razem mógłbyś okazywać to bez udziału osób trzecich? - Prychnąłem. - Mów jaką masz sprawę, bo w odróżnieniu od Ciebie ja nie mogę marnować czasu...

1 komentarz:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony