piątek, 1 stycznia 2016

Don't Threaten Me with a Good Time

"Who are this people? I just woke up in my underwear, no liquor left on the shelf; I should probably introduce myself. You should've seen what I wore..."

Od ostatniej mocno zakrapianej imprezy minęło kilka dobrych tygodni. Dlatego z trudem wracałam do siebie, kiedy wylądowałam na sylwestrze u Chrisa.
Przekręciłam się niespokojnie, kładąc rękę na czyimś boku. Kto inny splątał swoje nogi z moimi, a tuż nad głową mogłam podziwiać jędrny biust, skrywany wyłącznie przez zbyt opiętą koszulkę.
Wydałam z siebie cichy pomruk, zadowolona fizycznym ciepłem jakie mnie otaczało i zapachem rozpalonych ciał. W pokoju panował mrok, utrzymywany wyłącznie przez ciężkie zasłony blokujące promienie popołudniowego słońca przed naszymi wrażliwymi oczami.
Dziewczyna, która już praktycznie na mnie leżała również poruszyła się i próbowała wymacać coś przy łóżku. Miałam nadzieję, że znajdzie wodę.
Ludzki grzejnik do którego pleców się wtulałam też zaczął się przebudzać. Odwrócił się do mnie przodem i przytulił tak mocno, że musiałam powstrzymać go przed przyduszeniem mnie.
Powoli wracały też do mnie wydarzenia poprzedniego wieczora. Morze alkoholu, jakie w siebie wlewaliśmy, tłum ludzi w niewielkiej kawalerce, moją pierwszą przygodę z rulonikami pięćdziesięciodolarówek i zawartością, jaką w siebie wciągałam. Mimo tego nie traciłam kontaktu z rzeczywistością i nie cierpiałam syndromu dnia następnego.
Nadszedł za to kac moralny. Tym razem to Chris zaczął pierwszy, ale moja linia obrony była wyjąkana z czystej przyzwoitości. Nie byłam w stanie sprzeciwić się temu mężczyźnie, kiedy traktował moje ciało jakby było jego własnością. Podniecała mnie równie dominująca natura, ale czułam się jak gdybyśmy mieli do czynienia z czymś o wiele bardziej nieprzyzwoitym niż seks bez zobowiązań.
Cholerny mezalians, który nie dawał mi spokoju.
Kiedy tylko zobaczyłam przed sobą butelkę Dr Peppera, wyjęłam ją z rąk znajomej poznanej ledwie kilka godzin temu. Miała na imię Eve, czy Eli... Chyba liczyła wcześniej na to, że moje upojenie przyniesie inny, bardziej korzystny dla niej skutek. To wszystko zostało w niedopowiedzeniach; spojrzeniach jakie posyłała w stronę dłoni Chrisa na moim ciele.
Musiałam wydostać się z tej dusznej i napiętej atmosfery, przecisnęłam się więc do toalety.
Spędziłam przed lustrem dłuższą chwilę, myjąc twarz i zęby, a później patrząc na puste, podkrążone oczy mojego odbicia.
To była najlepsza impreza w moim życiu i niczego nie zmieniłabym w biegu wydarzeń. Dlaczego głos w mojej głowie twierdził, że zaliczyłam całą masę zachowań autoagresywnych?
Cholerne echa słów psychoterapeutów.
Kiedy wyszłam, za drzwiami czekały już dwie, czy trzy osoby. Okazało się, że większość zdążyła się pobudzić, ale konfrontacja z rzeczywistością była ostatnim na co miałam ochotę. Wróciłam do sypialni i zastałam tam już tylko półprzytomnego Chrisa. Z przyjemnością na powrót wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy.
- Obudź mnie za dwie godziny. - Wymruczał.
- Nie masz budzika? - Odparłam, chcąc sięgnąć po czyjkolwiek telefon lub tablet.
- Mam ciebie. - Uścisnął mnie, opierając policzek na mojej głowie i nie pozwalając mi się ruszyć. Słyszałam jak skupił się na zapachu moich włosów, które pewnie przesiąknęły w nocy dymem tytoniowym.
Mój oddech był o wiele głębszy i spokojniejszy od jego, ale czułam, że nasze tętna były tak samo przyspieszone. Ta bliskość była już na skraju niewinności. Jak na naszą relację, symulującą parę nieznośnych bliźniąt, była zwyczajnie niebezpieczna. A ja tylko prowokowałam dalsze ryzyko, ocierając się o niego mimochodem i czując jak napina wszystkie mięśnie, żeby nie zrobić niczego głupiego. Nie teraz, kiedy w każdej chwili może wpaść tłumek rozchichotanych dziewcząt szukających elementów garderoby.
Wszystko jak zwykle zastygło w przestrzeni między naszym przyspieszonym tętnem, a pozornym spokojem.


3 komentarze:

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony